W Jeleniej Górze przybywa bezrobotnych

W pośredniakach na Dolnym Śląsku ustawiają się długie kolejki. Na przełomie roku w całym województwie ubyło ponad 8 tysięcy miejsc pracy. Już w listopadzie dolnośląski rynek pracy zaczął reagować na złe dane makroekonomiczne. Stopa bezrobocia wzrosła z 9,1 proc. w październiku do 9,6 proc. w listopadzie i według danych GUS o 0,5 proc. przewyższyła stopę bezrobocia w kraju. W grudniu bezrobocie w województwie przekroczyło 10 procent.

- Przełom roku zawsze jest trudny, ale w porównaniu z ostatnimi, "tłustymi" latami widać, że sytuacja się pogorszyła - mówi Krystyna Górska, wicedyrektorka Powiatowego Urzędu Pracy w Jeleniej Górze. W jeleniogórskim rejestrze, podobnie jak w rejestrach innych większych miast Dolnego Śląska, od pierwszych dni stycznia codziennie przybywa nawet od 60 do 100 bezrobotnych. Podobnie było w latach 1999-2003, kiedy bezrobocie w kraju wynosiło 18-20 proc.

Najgorsza sytuacja jest w regionie wałbrzyskim. W Kłodzku od 1 do 10 stycznia zarejestrowało się prawie 800 bezrobotnych, a w Dzierżoniowie - ponad 300.

Na przełomie roku ponad 2 tys. Dolnoślązaków straciło pracę wskutek zwolnień grupowych. Jako główny powód firmy podają zmniejszone zapotrzebowanie na produkty i - co za tym idzie - spadek zamówień.

Grupowe zwolnienia we Wrocławiu dotknęły już m.in. pracowników firm DeLaval, Wabco, Incom i Whirlpool. W Wałbrzychu zwalnia NSK Steering Europe, w Jeleniej Górze - firma Prober. W Oławie do końca marca pracę straci m.in. 300 pracowników firmy Electrolux. Nie wszystkie firmy otwarcie przyznają się jednak do poważnych redukcji załogi. Gęsto zwalniają też ci, którzy wcześniej nie uprzedzili o tym urzędów pracy. Albert Blacharz z PUP w Dzierżoniowie: - Licznie rejestrują się u nas osoby, które wcześniej pracowały w dużych wrocławskich agencjach pracy tymczasowej, m.in. w Randstad. Ludzi zwalnia też jedna z fabryk telewizorów w Kobierzycach.

Dyrektorzy dolnośląskich pośredniaków przyznają, że głównym powodem zwiększającej się liczby bezrobotnych nie są zwolnienia grupowe, ale masowe nieprzedłużanie umów, które wygasły wraz z końcem roku. - To już zjawisko masowe. Umowa o pracę na czas określony jest bardzo wygodna dla pracodawców. Pracownik nie może zaprotestować, bo wcześniej musiał zgodzić się na takie warunki zatrudnienia. A firma nie ponosi żadnych kosztów związanych ze zwolnieniem, takich jak odprawy czy odszkodowania - mówi dyrektor Górska.

Nieduży (od kilku do kilkunastu) procent bezrobotnych stanowią osoby, które wcześniej pracowały za granicą. - Przyszedłem się rozejrzeć, choć nie liczę na to, że PUP pomoże mi znaleźć pracę. Myślę raczej o założeniu własnej firmy - mówi Robert Gubała, który wrócił do Wrocławia po czterech latach spędzonych w Wielkiej Brytanii. Choć zdaniem niektórych analityków pogarszająca się sytuacja na rynku pracy to dopiero początek kłopotów, świeżo upieczeni bezrobotni są raczej optymistyczni.

- Mam w planach kurs na operatora wózków widłowych, a potem uciekam obojętnie gdzie, byle za granicę - stwierdził Leszek Przybylski, który przepracował ponad 20 lat. Własne plany na przyszłość ma też pani Magda: - Zwolniłam się sama, bo w poprzedniej pracy przestałam się rozwijać. Szukam czegoś lepszego.

Dyrektorzy pośredniaków na Dolnym Śląsku zapewniają, że mimo widocznego spadku liczby ofert bezrobotni nadal mogą liczyć znalezienie zatrudnienia.

Gazeta Wyborcza Wrocław