Jednokierunkowa na Śnieżkę
Tysiące turystów mogą zadeptać Karkonosze. Przyrodnicy biją na alarm. W ciągu jednego dnia na Śnieżkę wchodzi czasami 10 tysięcy ludzi. Na innych szlakach jest równie tłoczno. Tego nie wytrzyma ani przyroda, ani żadne schronisko. Pojawił się projekt poprowadzenia osobnych tras dla wchodzących i schodzących ze szczytu
Karkonoski Park Narodowy co roku liczy turystów. W minionych latach okolice Domu Śląskiego w Karpaczu odwiedziło ok. 100 tys. osób (w ciągu 9 dni badania), a Szrenicę w Szklarskiej Porębie ok. 40 tys.
Liczenie tegoroczne zakończono w niedzielę. Na razie nie ma jeszcze oficjalnych danych, ale ze wstępnych szacunków wynika, że tego lata w ten region przyjechało jeszcze więcej osób.
Karkonosze po Tatrach są najliczniej odwiedzanymi górami w Polsce. Turyści najchętniej wspinają się szczyt Śnieżki. Bywają dni, że wchodzi tam 10 tys. osób. Zwierzęta jakoś się przystosowały do ciągłej obecności ludzi, ale chroniona roślinność ginie.
Schodzący z wyznaczonych ścieżek ludzie, często nieświadomie, niszczą, np. w rejonie Domu Śląskiego, rzadko występującą w Polsce sasankę alpejską - mówi Jacek Potocki, członek rady naukowej KPN i przewodnik sudecki.
Przyrodnicy, choć niepokoi ich ta tendencja, nie zamierzają ograniczać dostępu do rejonów chronionych.
Dyrektor KPN Andrzej Raj uważa, że warto rozważyć wprowadzenie innej organizacji ruchu turystycznego na Śnieżkę. By rozładować tłok, wejście można poprowadzić Drogą Jubileuszową, a schodzący z góry turyści mogliby poruszać się szlakiem czerwonym tzw. zakosami.
- Byłby to zalecany kierunek marszu - dodaje Przemysław Tołoknow, zastępca dyrektora parku.
Ryszard Rzepczyński zastępca burmistrza Karpacza uważa, że pomysł jest dobry, ale Karkonosze przed zadeptaniem można też chronić w inny sposób.
- Trzeba próbować przekonać turystów do odwiedzania innych miejsc w górach, do innej formy wypoczynku w górach i rozbudowywać ofertę w mieście - tłumaczy.
W Karpaczu podjęto już takie próby. Wytyczono między innymi ponad 3-kilometrową trasę biegową, z której korzystają także osoby uprawiające nordicwalking, czyli marsze z kijkami.
Jacek Potocki z rady naukowej KPN uważa, że najodpowiedniejszy dla naszych gór byłby model czeski. Park po drugiej stronie granicy jest rozległy, ale 70 proc. jego terenu ma status zbliżony do naszych parków krajobrazowych, czyli można tam swobodniej inwestować, a turyści mogą schodzić ze szlaków.
Na tym obszarze koncentruje się główny ruch turystyczny, a reszta jest ściśle chroniona.
- Karkonoski Park Narodowy należałoby powiększyć, bo tylko 30 proc. polskich Karkonoszy jest objęta ochroną. Po rozszerzeniu trzeba starać się koncentrować ruch turystyczny w miejscach mniej cennych przyrodniczo - mówi Jacek Potocki.
Naszemiasto.pl