Afera z "Big Blue" trafi na wokandę

Szefowie jeleniogórskiego biura podróży Big Blue, którzy oszukali ponad stu klientów, staną przed sądem
Turyści mieli wypoczywać w ciepłych krajach. Słono zapłacili za wycieczki do Egiptu i Hiszpanii. Okazało się, że z wczasów nic nie będzie, bo firma jest niewypłacalna

Ta historia może być przestrogą dla wszystkich, którzy planują urlop. Aż cztery lata zajęło prokuraturze ustalenie okoliczności, w jakich doszło do przestępstwa, i postawienie zarzutów właścicielom biura.
Wielu klientów biura na wymarzone wczasy zbierało pieniądze, niektórzy wzięli pożyczki. Nie dość, że nigdzie nie pojechali, to wciąż mają problemy z odzyskaniem wpłaconych pieniędzy. Bo tylko części z nich ubezpieczyciel zwrócił już kwoty wpłacone za nieudane wycieczki. W sumie na wczasy nie wyjechało 135 osób.
Zdaniem jeleniogórskiej prokuratury, szefowie biura Big Blue wszystko starannie zaplanowali. Marcin K. i Paweł M. zostali oskarżeni o oszustwa na szkodę turystów i zagranicznych gestorów turystyki, hoteli i biur podróży. Marcin K., jako prezes jeleniogórskiego biura podróży, i wiceprezes Paweł M. przez ponad rok ukrywali przed nimi fatalną sytuację finansową spółki. Zawierali umowy i brali pieniądze, wiedząc, że firmie grozi bankructwo i że nikt z klientów nigdzie nie wyjedzie. W sumie na oszustwie szefowie biura mieli zarobić cztery miliony zł.
W 2003 roku panowie otworzyli drugie biuro - Big Blue Travel. Zarząd i siedziba nowej spółki były identyczne. Również nowa firma brała pieniądze za wycieczki i ludzie albo wracali szybciej, bo okazywało się, że w hotelu nikt za nich nie zapłacił, albo wcale nie wsiadali do samolotu. Prokurator stwierdził, że biuro podróży powinno zostać zamknięte w 2002 roku, bo już wtedy było niewypłacalne. Stało się to jednak dopiero rok później, gdy afera wyszła na jaw. Akt oskarżenia w tej sprawie trafił właśnie do sądu. Oszustom grozi do 10 lat więzienia.

Nie daj się nabrać
- Każdy turysta, który wybiera się na wakacje, może u nas sprawdzić wiarygodność biura podróży - mówi Gabriela Długołęcka, kierowniczka wydziału rekreacji w Dolnośląskim Urzędzie Marszałkowskim we Wrocławiu. - Dowiemy się, czy jest wpisane do rejestru organizatorów turystyki i czy ma ważne zabezpieczenie finansowe w razie plajty - tłumaczy Długołęcka. Radzi też, by zwracać uwagę na umowy, które podpisujemy.

Słowo Polskie Gazeta Wrocławska