Szybowcowe eliminacje do mistrzostw Polski

W weekend zakończyły się największe na Dolnym Śląsku zawody szybowcowe. Z powodu burzy część pilotów, zamiast na mecie, wylądowała awaryjnie w gryce i koniczynie.
W klasie A (na trudniejszych w pilotowaniu szybowcach zawodniczych) zwyciężył Zbigniew Oborowski z Aeroklubu Jeleniogórskiego, w klasie B - Zbigniew Kunas z Aeroklubu Opolskiego.

Rozgrywane w Jeleniej Górze Krajowe Zawody Szybowcowe i Puchar Karkonoszy to najważniejsza tego typu impreza w regionie i jednocześnie eliminacje do przyszłorocznych mistrzostw Polski. 27 szybowników z Polski i Czech przez cały ostatni tydzień musiało jak najszybciej pokonać wyznaczone trasy po polskiej i czeskiej stronie Karkonoszy.

- Przez większą część roku mamy tu sprzyjającą karkonoską falę - mówi Jacek Musiał, dyrektor Aeroklubu Jeleniogórskiego. - Chodzi o kominy termiczne: od ziemi odrywają się bąble nagrzanego powietrza, tworząc prąd wznoszący, który zabiera szybowiec w górę. To idealne okolice do zawodów.

Wyposażeni w GPS-y i rejestratory lotu piloci na wysokości dwóch kilometrów pokonywali np. pętlę Jelenia Góra-Kłodzko-Trutnov-Świeradów-Jelenia Góra. Sobotnia burza kilku z nich zmusiła do awaryjnego lądowania na dolnośląskich polach, skąd odholowały ich samochody. - Po burzy nie da się wznieść, powietrze jest martwe - tłumaczy dyrektor. - W naszym slangu "robi się masło".

Co jeszcze może spotkać pilota? "Milion na milion", czyli najlepsza widoczność, po horyzont, "kibel" - turbulencja albo "kosiak na dolocie" - niski lot koszący.

W zawodach startowali wyłącznie mężczyźni, od 20-letniego Marcina Musiała, syna szefa aeroklubu, po sześćdziesięciokilkulatków. - Kobiety znikają z szybownictwa - ubolewa Dariusz Cisek, główny sędzia zawodów. - Nie możemy zorganizować mistrzostw kobiet, bo brak chętnych, a potrzeba do tego przynajmniej dziesięciu "czarownic".

Gazeta Wyborcza