Unijna figa z makiem
Prawie tysiąc młodych Dolnoślązaków czeka gorzkie rozczarowanie. Urzędnicy obiecali im pieniądze. A teraz nie wiedzą, skąd je wziąć.
Miałam dostawać sto zł miesięcznie, a od września nie zobaczyłam ani grosza - denerwuje się Paulina Nowicka z Chmielowa. Codziennie dojeżdża do szkoły w Środzie Śląskiej. To 24 km. Obiecana dotacja z Brukseli wystarczyłaby na bilety miesięczne.
Stypendia miały być pomocą dla uczniów z małych miejscowości. - Czuję się oszukana. Są mi winni siedemset złotych. I obiecują, że pieniądze dostanę za kilka dni - denerwuje się Paulina.
Czekają na próżno?
Uczniowie mieli obiecane od 100 do 250 zł miesięcznie. Studenci - nawet 350 zł. Młodzi Dolnoślązacy przyzwyczaili się już, że stypendia docierają na ich konta z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Ale tym razem do uczniów z okolic Strzelina, Środy Śląskiej i Złotoryi oraz studentów z powiatu milickiego i lubińskiego mogą nie trafić wcale.
Zawinił kurs walut
Te powiaty przygotowały najsłabsze wnioski i znalazły się na końcu kolejki po gotówkę z Brukseli. - Zdziwiło nas to, bo wszystkie dokumenty były gotowe na czas i według wskazówek z Wrocławia i Warszawy - mówi Norbert Raba, strzeliński starosta.
- Ministerstwo Rozwoju Regionalnego nie zgodziło się na podpisanie z tymi powiatami umów. Pieniędzy nie wystarczyło dla wszystkich. To dlatego, że mamy niekorzystny kurs euro - tłumaczy Zenon Tagowski, dyrektor departamentu Wydziału Edukacji i Nauki w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Dolnośląskiego.
To właśnie w tej walucie Bruksela przysłała stypendia. Jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się, że gotówki nie zabraknie. Ale gdy złotówka mocno podrożała, sytuacja się zmieniła. Na początku września, gdy urzędnicy obiecywali uczniom pieniądze, euro było warte cztery zł. Teraz można za nie dostać o 13 groszy mniej.
W rękach ministerstwa
- Może się zdarzyć, że do części powiatów pieniądze nie trafią w ogóle - przyznaje Tagowski. - Wszystko zależy od tego, jak będzie się zmieniał kurs euro. I od ministerstwa, bo to ono może zdecydować o uruchomieniu ewentualnej rezerwy - wyjaśnia.
- To byłby skandal - denerwuje się Norbert Raba. - Mogę zrozumieć, że nie stać nas na remonty dróg czy wielkie inwestycje. Ale na pomoc młodzieży pieniędzy zabraknąć nie może - przekonuje. - Czym według urzędników z Warszawy nasza młodzież różni się od tej z Oławy czy Dzierżoniowa? - pyta.
Pracownicy Ministerstwia Rozwoju Regionalnego nie potrafili wczoraj odpowiedzieć, czy znajdą dodatkowe pieniądze dla dolnośląskiej młodzieży.
Wszystko zależy od tego, ile powiatów jest w podobnej sytuacji. Jeśli będzie ich niewiele, gotówka się znajdzie.
- Odpowiedź poznamy jednak dopiero po 15 marca, bo do tego dnia województwa mają przysłać nam dokładne informacje - mówi Anna Siejda, dyrektor Departamentu Wdrażania Programów Rozwoju Regionalnego w ministerstwie.
Słowo Polskie Gazeta Wrocławska