"Orzeł" łapie byka za rogi
W tłusty czwartek, 15 lutego, na rynku równoległym Warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych zadebiutowały walory Zakładów Lniarskich "Orzeł" S.A. z Mysłakowic. Debiut był rzeczywiście tłusty - kurs wzrósł o 28 proc. (z 28,20 zł na 36 zł) w odniesieniu do ceny, jaką miały akcje ZL przed debiutem, notowane na rynku MTS-CeTO. Potem notowania spółki były mocno rozchwiane,
po dużych spadkach następowały duże wzrosty.
Po co giełda
Obrót akcjami nie był duży, bo na rynku niewiele jest wolnych walorów tej spółki. Większość znajduje się w rękach inwestorów. Zmieni się to w połowie roku, akcje spółki trafią do inwestorów w wyniku oferty publicznej. Zarząd spółki chciałby pozyskać z emisji ok. 15 mln zł.
Określanie pierwszych notowań ZL Mysłakowice na rynku równoległym mianem giełdowego debiutu to pewna przesada. Spółka ma charakter publiczny już od blisko dekady, tyle że dotąd notowana była na Centralnej Tabeli Ofert - rynku niezbyt atrakcyjnym ani dla notowanych tam spółek, ani dla inwestorów.
Po co "Orłowi" obecność na giełdzie? Sporo spółek z określonym akcjonariatem, takim jaki ma "Orzeł", raczej z giełdy ucieka, żeby nie poddawać się drobiazgowej publikacji danych o firmie.
- Giełda to najważniejsze miejsce, gdzie weryfikowana jest wartość firmy, a przy tym miejsce, gdzie stosunkowo łatwo i systematycznie można pozyskiwać kapitał, bardzo potrzebny spółce na inwestycje - tłumaczy Krzysztof Sierka, wiceprezes ZL "Orzeł" S.A. Obecność na CeTo, choć wiązała się niemal z takimi samymi wymogami transparentności, była jednocześnie mało efektywna. Ruch tam jest nieduży, a pozyskiwanie kapitału utrudnione. Stąd nasze przenosiny, które wymagały jedynie przygotowania memorandum informacyjnego (a nie prospektu emisyjnego). W naszym przypadku pełna otwartość informacyjna o kondycji spółki jest elementem uwiarygodniającym nas w oczach kontrahentów. (...)
Więcej w numerze 9 Nowin Jeleniogórskich