Miesięcznie MPGK wywozi z miasta około 1700 ton odpadów zmieszanych
Codziennie odpady zbiera w Jeleniej Górze 16 śmieciarek. W każdej pracuje po trzech ładowaczy. Zaczynają wcześnie rano, czasami nawet o godz. 4.00. Pracę kończą nawet o godz. 18.00 - wraz z zamknięciem Regionalnej Instalacji Przetwarzania Odpadów Komunalnych w Kostrzycy.
- Zaczynamy raniutko nie dlatego, że chcemy przeszkadzać osobom śpiącym, ale dlatego, że później trudno nam wjechać na niektóre ulice - tłumaczy ładowacz Adam Walanczykiewicz,. - Tak dzieje się na przykład w ścisłym centrum miasta. Prosimy jeleniogórzan, by nie zastawiali dojazdu do śmietników, bo i z tym jest kłopot.
Adam Walanczykiewicz pracuje w MPGK od dziesięciu lat. Mówi, że największy problem sprawiają jednak nie zaparkowane dosłownie wszędzie auta, a niektórzy mieszkańcy.
- Część z nich, mniejszość, lecz za to bardzo agresywna, jest po prostu niedobra dla nas - twierdzi. - Nie szanują naszej pracy, krzyczą na nas, wyżywają z pogardą od śmieciarzy. A my przecież staramy się pracować szybko, wydajnie i jak najlepiej. To ciężki "chleb". Latem wszystko aż kipi: muchy, osy, a zimą przymarza; jest ślisko, łatwo o wypadek. Do tego ludzie chcą, żebyśmy szukali pojemników na ich posesjach. Zapominają, że nie mamy prawa wchodzić na teren prywatny, a kubły powinny zostać wystawione. Starszym osobom staramy się pomagać, nie zawsze jest to jednak możliwe.
Miesięcznie MPGK wywozi z miasta około: 1700 ton odpadów zmieszanych, 60 ton papieru i kartonów, 150 ton plastikowych butelek i plastików, 117 ton szkła, 223 tony odpadów biodegradowalnych i 116 ton odpadów wielkogabarytowych. Niektórych nikt nie chce później od firmy przyjmować, odbiorcy znajdują się wręcz na drugim krańcu Polski - w Jarosławiu (szkło) czy pod Poznaniem ( papier, plastiki). Wprowadzone we wrześniu przez rząd uregulowania nie tylko nie polepszyły sytuacji, ale wprowadziły dodatkowe komplikacje. Obecnie RIPOK-i nie mają już obowiązku przyjmowania odpadów. Nie dość, że podnoszą ceny, mogą odmówić całkowitego świadczenia usług.
- Nas też ta cała sytuacja denerwuje, firma nie ma na nią żadnego wpływu - mówi Grzegorz Łukasik, który ładowaczem jest od 25 lat. - Do tego zarabiamy netto po 2,2 - 2,6 tys zł.
Grzegorz Łukasik opowiada też, że oprócz osób nastawionych wyłącznie roszczeniowo są na szczęście także takie, które na widok śmieciarki uśmiechają się i pozdrawiają jadących nią pracowników.
- Zwłaszcza dzieci są takie - mówi. - Niektórzy dorośli zresztą też. Pracuję w firmie długo, Część z nich pamiętam więc jeszcze z okresu ich dzieciństwa. Niekiedy wymienimy kilka miłych zdań. Aż chce się wtedy pracować!
- Proszę, starajmy się segregować to, co wyrzucamy - dodaje Adam Walanczykiewicz. - Nie wrzucajmy gruzu do pojemników, nie wrzucajmy kamieni, nie wlewajmy zlewek. Jedni się starają, inni mają segregację gdzieś. To nieuczciwe.
Zbigniew Rzońca