Czy ścieki zaleją znany kurort w Karkonoszach?

Karkonoski System Wodociągów i Kanalizacji przesłał do Karpacza ultimatum, że 22 lipca zatka dwie z czterech rur, którymi z miasta spływają ścieki. Stanie się tak jeśli władze miasta nie zdecydują się na podpisanie umowy w sprawie odprowadzania ścieków. Obecnie robią to bezumownie.

Wiceprezes KSWiK Arkadiusz Gerono mówi, że rury mają zostać fizycznie zatkane, a ścieki, jeśli nie będą odbierane np. samochodami, mogą się nawet wylewać z instalacji.

Do jakiej oczyszczalni zamierza je wozić, to już inna sprawa. Burmistrz Radosław Jęcek odpowiada, że nie ma takich samochodów ani takiej oczyszczalni, gdzie mógłby ścieki zawozić.

Prezes Miejskiego Zakładu Gospodarki Komunalnej w Karpaczu Henryk Morys nie ma przygotowanych żadnych wozów asenizacyjnych i jak mówi, jeśli rury do oczyszczalni zostaną zatkane,to ścieki zaleją sąsiednie gminy, bo pod górę płynąć przecież nie będą.

Władze Karpacza złożyły do sądu wniosek w sprawie zablokowania decyzji karkonoskich wodociągów. Obie strony złożyły również pozwy w sprawie opłat. Samorząd Karpacza nie jest udziałowcem KSWiK, ale to jeden z poważniejszych dostawców ścieków. Nie ma własnej oczyszczalni. Ścieki spływające z Karpacza do oczyszczalni w Mysłakowicach mają zbyt dużo ładunku biologicznego, który sprawia technologiczne problemy.

Jest ich również zbyt dużo. Rocznie Karpacz produkuje około 700 tysięcy metrów sześciennych ścieków. Dzieje się to jednak bardzo nierównomiernie. W szczytach turystycznych obciążenie instalacji jest ogromne, poza nimi znikome. Sprawia to kłopoty w zbyt małej, jak na obecne potrzeby oczyszczalni w Mysłakowicach. Będzie ona modernizowana, ale nawet po przebudowie będzie zbyt mała.

PRW.PL