W Jelfie zamieniano fiolki

Biegły sądowy nie miał wątpliwości. Na fiolce z oryginalną etykietą z napisem "corhydron" znalazł się lek zwiotczający mięśnie. Oznacza to, że do pomyłki doszło najprawdopodobniej w Jelfie.
- Nie zamierzamy polemizować z ustaleniami prokuratury - mówi Marek Wójcikowski, dyrektor generalny koncernu. - To element śledztwa i musimy to zaakceptować - dodaje.

Wyjaśnia, że firma bierze odpowiedzialność za produkt i przypomina równocześnie, że mowa jest o wydarzeniach z lipca 2005 roku, kiedy Jelfą kierował inny zarząd.
To wtedy doszło do pomyłki. Marek Wójcikowski przypomina, że cały czas chodzi tylko o jedną feralną ampułkę.
- Dzięki ekspertyzie możemy stwierdzić, że do pomyłki doszło najprawdopodobniej na terenie zakładu - mówi Ewa Węglarowicz-Makowska z jeleniogórskiej prokuratury. - Nie mamy jednak stuprocentowej pewności. W dalszym ciągu nie wiadomo, jak do tego doszło. Nie wykluczamy na przykład sabotażu - dodaje.

Słowo Polskie Gazeta Wrocławska