Ogień zabrał im wszystko...
Jedna osoba nie żyje, siedem rodzin straciło cały dobytek życia w nocnym pożarze przy ul. Powstańców Śląskich 3 w Jeleniej Górze.
- Leżeliśmy już w łóżkach. Było po godzinie 23. Nagle poczuliśmy smród palącego się plastiku - opowiada roztrzęsiona Anna Morańska, która mieszkała na pierwszym piętrze. Wraz z innymi lokatorami wybiegła na dwór. W kapciach i szlafroku. Ze łzami w oczach przyglądali się, jak pali się to, na co pracowali całe życie
Natychmiast wezwaliśmy straż pożarną. Przyjechali szybko, ale i tak nie zdążyliśmy zabrać ze sobą żadnych rzeczy - mówi łamiącym się głosem Maria Manorek. - Ogień rozprzestrzenił się bardzo szybko.
Strażacy nie zdążyli nic uratować. Akcja trwała całą noc z soboty na niedzielę. Zakończyła się o szóstej rano. Pogorzelcami zajęli się troskliwie sąsiedzi oraz pracownicy ośrodka pomocy społecznej.
Było zimno, wietrznie i lał deszcz. Przez godzinę strażacy nie mogli rozpocząć ratunku. Lokatorzy nie rozumieli, co się dzieje, płakali spanikowani i krzyczeli na pożarników.
- Metr obok budynku znajduje się linia energetyczna. Nie można rozpocząć działań, jeśli w budynku jest prąd. Dodatkowo waliły się stropy dachu - tłumaczy kapitan Jan Dalidowicz, dowodzący akcją.
- Winne też było stare budownictwo. W ścianach znajdowała się łatwopalna trzcina - dodaje Dalidowicz.
Problem był też z dojazdem na osiedle. - Z jednej strony ta linia energetyczna, z drugiej - ogromne bagno, w którym utknął jeden z naszych wozów - relacjonuje gorączkowo.
Mieszkania siedmiu rodzin spaliły się doszczętnie. Strażacy walczyli głównie o to, żeby nie zajęła się druga część budynku.
Pomogli pogorzelcom
Ludziom, którzy stracili dach nad głową, bardzo szybko zorganizowano pomieszczenia zastępcze. Anna Morańska, matka dwóch synów, ma teraz nowe, wyremontowane dwupokojowe mieszkanie.
- Na razie stoi puste, bo ogień zabrał mi wszystko. Ale przynajmniej mam gdzie się podziać - cieszy się przez łzy pani Anna.
Inni lokatorzy znaleźli kąt u rodzin bądź przyjaciół. Dziś w siedzibie Zakładu Gospodarki Lokalowej Północ odbędzie się spotkanie pogorzelców z urzędnikami. - Nie zostawimy tych ludzi na lodzie - zapowiada Lucyna Januszewska, szefowa zakładu. Budynek, który się spalił, nie nadaje się do zamieszkania. Konieczne są lokale zastępcze.
Podpalenie czy wypadek?
Przyczyny pożaru nie są jeszcze znane. Policjanci i strażacy wciąż czekają na opinię biegłych.
- Przeprowadzona zostanie sekcja zwłok mężczyzny, który spłonął. Może ona pomoże w rozwikłaniu zagadki - mówi Edyta Bagrowska z jeleniogórskiej policji. Lokatorzy budynku przypuszczają, że to właśnie ten mężczyzna mógł spowodować wybuch ognia.
Słowo Polskie Gazeta Wrocławska