Wieści ze Schroniska dla Małych Zwierząt
Rozmowa z Anną Kaczmarczyk, pracowniczką schroniska dla małych zwierząt MPGK.
- Ile lat już Pani pracuje w schronisku?
- Zatrudniona jestem od roku, ale wcześniej, przez kilkanaście lat, byłam w schronisku wolontariuszką.
- Pamięta Pani pierwszego pieska, którym się opiekowała?
- Bardzo dobrze! Moja historia zaczęła się od suczki Leny. Zobaczyłam ją, gdy przywiozłam do schroniska dary. Lena nie miała oka; była taka biedna! Spotkanie z nią wywarło na mnie olbrzymie wrażenie; chwyciło mnie za serce. Zaczęłam ją odwiedzać i przy okazji opiekować się przebywającymi z nią zwierzętami. Później były inne psy, inne historie... PamIętam każdą z nich.
- Co się dzieje z suczką Leną?
- Wyjechała do Niemiec. Dom pomogła jej znaleźć fundacją, z którą współpracujemy. Zajmuje się przede wszystkim psami chorymi, którym w Polsce bardzo trudno znaleźć opiekunów.
- Myśli Pani, że jest szczęśliwa?
- Wiem to na pewno! Widziałem zdjęcia.
- Ile psów przeszło przez Pani ręce?
- Trudno policzyć; bardzo wiele. Staram się wszystkie pamiętać. Z wieloma rodzinami, które je adoptowały, mam kontakt. Z niektórymi utrzymuję znajomości od wielu lat. Widzę więc, że psy są u nich szczęśliwe: rozwijają się, bawią, wyjeżdżają z nimi na wakacje, stając się członkami rodzin. Serce rośnie!
- Zdarzały się sytuacje, że widząc cierpienie zwierząt płakała Pani?
- Tak. Wiele razy. Schronisko jest takim miejscem, w którym radość zawsze miesza się ze łzami. Choć bardzo byśmy chcieli, nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim zwierzętom. czasami pozostajemy bezsilni - zwłaszcza wobec ich chorób. Wtedy płaczemy - wszyscy jak tu pracujemy. Później jednak bierzemy się mocno w garść, bo przyjmujemy kolejne psy doświadczone przez zły los i skupiamy się na tym, by je ratować.
- Ludzie nie zawsze są dobrzy dla psów...
- Nie zawsze są dobrzy, ale coraz więcej osób chce im pomagać. To bardzo budujące! Zabierają nie tylko te malutkie, młodziutkie i słodkie, ale także psy stare i schorowane. Większość co prawda boi się że adoptując seniora niebawem będzie musiała się z nim pożegnać, a to jest bolesne, niemniej mamy też grono osób, które chce dawać miłość zwierzętom u kresu ich życia; na ich ostatni czas.
- Utkwił Pani w pamięci jakiś szczególny przypadek?
- Nie jeden, lecz wiele. Cieszę się, gdy podopieczni znajdują nowy dom, czasem uronię łzę. Tak, wiem, to egoistyczne z mojej strony, że się przywiązuję do zwierząt, lecz nie umiem inaczej. My wszyscy tutaj przywiązujemy się do nich, jak do najbliższych nam osób.
- Ile w tej chwili jest psów w schronisku?
- Nieco ponad 50, ale na przykład wczoraj domy znalazły trzy pieski. Bardzo się z tego powodu cieszymy. Adoptowane zostały szczeniak, czterolatek i senior.
- Odwiedza Pani czasem "swoje" psy?
- No pewnie! Robię zdjęcia, nowi właściciele też mi je często sami wysyłają. Cudownie jest oglądać szczęśliwe psy. To jest piękne!
Zbigniew Rzońca