Prawo i Sprawiedliwość chce dekomunizować ulice

Zdzisław Karczewski chwilę patrzy na komisariat policji przy ul. Armii Czerwonej. Uśmiecha się. - Jeszcze trzy lata temu byłem za zmianą nazw takich ulic - mówi. - Teraz powinniśmy je zostawić w spokoju.
Skąd ta zmiana? - Ile jest miast w Polsce, których patronem ulicy jest Świerczewski? - dopowiada mieszkaniec Prochowic. - Jesteśmy skansenem i to może być atutem dla turystów.
Ale Joanna Jóźwik pościągałaby tabliczki z patronami, którzy kojarzą się z PRL-em. - 30 lat mieszkałam na ul. 1 Maja - wspomina. - Kilkadziesiąt metrów dalej jest ulica 22 Lipca. Nie obchodzi się tego święta, ulicy też nie powinno być.
Najcięższe argumenty wytacza przeciwko ulicy Świerczewskiego. - Kiedyś wszyscy wiedzieli, że tu są zakłady drobiarskie - dodaje Jóźwik. - I upadły. Może ten Świerczewski przyniósł im pecha. Tę nazwę też trzeba zmienić.

Prochowice liczą 3,5 tysiąca mieszkańców. To, kto jest patronem ich ulic, nie obchodziło ich zbytnio. - Tylko raz na pierwszej sesji demokratycznie wybranej rady w 1990 roku padł pomysł rozprawienia się z tymi nazwami - wspomina Jerzy Wacker z urzędu gminy. - Wniosek upadł.
Wacker wylicza nieprawomyślne ulice. Generała Karola Świerczewskiego, Michała Roli-Żymierskiego, Przodowników Pracy, Armii Czerwonej, 22 Lipca. Mieszka na nich około tysiąca prochowiczan.
Halina Kołodziejska, burmistrz miasta, gdy słyszy o dekomunizacji ulic, najpierw rzuca dowcip: - Jeden z kierowników urzędu powiedział, żebym się nie martwiła, bo będą do nas przyjeżdżały wycieczki.
A potem już z troską: - Na początku chciałam zmienić te nazwy, ale jak mi skarbniczka uświadomiła, ile to może kosztować, wycofałam się - mówi pani burmistrz. - Musimy wybudować salę gimnastyczną, przychodnię.

Patroni nieprecyzyjni
Projekt ustawy opracowywanej przez PiS nie precyzuje, jacy patroni są niedobrzy i należy ich wymienić. Ale jeśli samorządy nie zmienią nieodpowiednich nazw, może im to nakazać wojewoda. Rada mogłaby odwoływać się od jego decyzji do sądu administracyjnego.
- Upamiętnienie ulic czyimś nazwiskiem jest tytułem honorowym - mówi Karol Karski, poseł PiS i szef sejmowej komisji lustracyjnej. - Jeżeli społeczność lokalna chce, aby ich ulica miała za patrona Gierka, to niech tak będzie. Ale nie może nim być gen. Jaruzelski, który ma krew na rękach.

Niekórzy zostali
We Wrocławiu kontrowersyjne nazwy zniknęły w 1991 roku. - Radni zmienili nazwy 64 ulic i placów - wspomina prof. Bernard Jancewicz z Komisji Nazewnictwa Ulic Towarzystwa Miłośników Wrocławia. Karola Świerczewskiego zastąpił marszałek Józef Piłsudski, Armii Radzieckiej przemianowano na Karkonoską, a Przodowników Pracy - na gen. Józefa Hallera.

Ale nie wszyscy znani w PRL-u
zniknęli z ulic. - Pozostali na przykład Marcin Kasprzak, Stefan Okrzeja czy Ludwik Waryński. Zdecydowało to, że byli to również działacze niepodległościowi - mówi prof. Jancewicz.
Kilka ulic ze starymi nazwami zostało też na Zakrzowie, choćby Armii Ludowej czy Zygmunta Berlinga.

Berling lepszy od krasnoarmiejców
- Berlinga nie kojarzy mi się źle, ale jestem przeciwniczką zostawiania nazw z poprzedniego systemu. Tym bardziej że wiele zasłużonych osób nie ma ulic nazwanych na swoją cześć - mówi Agnieszka Janus.
Nazwy z przeszłości łatwo znajdziemy też pod Wrocławiem. W Wiązowie ciągle jeszcze istnieją ulice Armii Ludowej i Świerczewskiego. Ten ostatni ma też swoją drogę w Wąsoszu. W Żmigrodzie mamy ulicę 22 Lipca, a w Smardzowie - Edwarda Gierka.
- Nie wiemy jeszcze, czy zmienimy te nazwy. Zastanowi się nad tym nasza komisja promocji - mówi Jerzy Krochmalny, sekratarz gminy w Wiązowie. - Ale zmiany nazw wiążą się ze sporymi wydatkami. Trzeba choćby wyrobić dowody osobiste, firmy działające przy danej ulicy muszą wymienić pieczątki.

Dla małych miast to spore wydatki.
I nie tylko dla małych miast. Zmiana nazwy ulicy oznacza wymianę dowodu osobistego, prawa jazdy, dowodu rejestracyjnego samochodu, paszportu, firmowych pieczęci. Nawet jeśli za nowy dowód zapłaciłby urząd, to i tak pozostałe dokumenty obciążą prywatne portfele. Średnio ok. 300 złotych na osobę.
- Jestem za zmianą, ale kto pokryje koszty pomysłu premiera Kaczyńskiego? - zastanawia się wiceprezydent Jeleniej Góry Jerzy Łużniak. Tutaj też są relikty dawnych czasów, jak choćby osiedle Dwudziestolecia PRL.

Słowo Polskie Gazeta Wrocławska