Plajta zagląda do schronisk
Brak śniegu i mrozów to olbrzymie straty dla jednych i spory zysk dla innych
Z obawą w przyszłość patrzą właściciele górskich schronisk i wyciągów narciarskich. Więcej pieniędzy zostanie w kieszeniach mieszkańców i w gminnych kasach.
Na ogrzanie gazem swego ponad stumetrowego domu Janina Bartkowiak z Jeleniej Góry zeszłej zimy wydawała około 800 zł miesięcznie. Teraz dostaje rachunki o połowę niższe. Wczoraj nie włączała pieca wcale. Cieszy się z prognoz meteorologów, zapowiadających, że wiosenna aura potrwa jeszcze co najmniej dwa tygodnie.
- Taka zima mogłaby być co roku - tłumaczy jeleniogórzanka.
Nie ma turystów
Brak śniegu i mrozu to przekleństwo dla branży turystycznej. W Karpaczu i Szklarskiej Porębie część styczniowych rezerwacji w pensjonatach została odwołana.
- Przyjazdy odwołują turyści indywidualni, którzy nie wpłacili zaliczek za pobyt. Nie wycofują się grupy zorganizowane, bo najczęściej przyjeżdżają do nas na konferencje i śnieg nie jest im potrzebny - mówi Robert Szczepaniak, manager w hotelu Corum w Karpaczu.
- Jest dużo mniej telefonów z prośbami o nowe rezerwacje - dodaje Aneta Kubiela z biura turystycznego w Szklarskiej Porębie.
Liczą straty
Największe straty poniosą dzierżawcy górskich schronisk. Mirosław Godyń, gospodarz Strzechy Akademickiej kilka tygodni temu miał wyprzedany komplet miejsc w schronisku do 15 kwietnia. Teraz przyjazdy w styczniu odwołały wszystkie grupy, które przyjeżdżały do niego na szkolenia narciarskie.
- Co roku organizuję pobyty dla grup studenckich z Akademii Wychowania Fizycznego. Muszą zaliczyć kurs narciarski, a nie siedzieć w schronisku - tłumaczy Godyń.
Na turystów pieszych także nie ma co liczyć. Choć w Kotlinie Jeleniogórskiej pogoda jest dobra, w górach panują trudne warunki - szlaki są oblodzone, wieje silny wiatr. Do restauracji na Strzesze zagląda dziennie tylko kilka osób. Obiekt trzeba ogrzać i zapłacić 12 zatrudnionym w nim osobom. Miesięczne utrzymanie schroniska kosztuje kilkadziesiąt tysięcy złotych.
- Może się to skończyć plajtą - uważa Mirosław Godyń.
Magda Siemaszko, prowadząca mniejsze schronisko Samotnia, ma podobne problemy.
- To najtrudniejsza zima od lat. Liczę, że spadnie w końcu śnieg, bo pójdziemy z torbami - tłumaczy.
Dzierżawcy schronisk liczą, że ich właściciel, spółka Sudeckie Hotele i Schroniska PTTK, jakoś wspomoże ich w kłopotach, np. umarzając im część czynszu.
- Będziemy rozmawiali indywidualnie z dzierżawcami, ale umorzenie czynszu nie jest możliwe. Spółka też ma koszty. Musimy płacić podatki - tłumaczy Grzegorz Błaszczyk.
Gdyby wojewoda ogłosił stan klęski żywiołowej z powodu braku śniegu zobowiązania podatkowe mogłyby zostać obniżone. Jednak stan klęski zwykle ogłasza się, jeśli śniegu jest zbyt dużo.
Straty liczą też właściciele wyciągów. Kolej linowa w Karpaczu od świąt została uruchomiona tylko w dwa razy. W pozostałe transport turystów na Kopę uniemożliwiał zbyt porywisty wiatr.
- Piętnastu naszych pracowników przychodzi codziennie i zaraz idzie do domów. Mimo że nie ma dla nich zajęcia, musimy im płacić - tłumaczy Waldemar Dracheim, dyrektor Miejskich Kolei Linowych.
Gospodarz tras w kompleksie Śnieżka tylko na prąd zasilający armatki śnieżne wydał ponad 10 tys. zł. Śnieg spłynął zanim zjechali po nim narciarze.
Więcej na remonty
Z łagodnej zimy w mieście cieszą się za to władze Jeleniej Góry. W budżecie stolicy Karkonoszy na odśnieżanie zarezerwowano ok. 2,5 miliona złotych (dla porównania sprzątanie ulic w lecie kosztuje ok. 1 milion zł).
- Pieniądze zaoszczędzone zimą wydamy na remonty ulic w lecie - mówi Jerzy Łużniak, zastępca prezydenta.
Słowo Polskie Gazeta Wrocławska