Corhydron jednak zabijał

Jest coraz bardziej prawdopodobne, że corhydron zabijał. Reporterzy "Dziennika" dotarli do tajnego raportu przygotowanego na polecenie komendanta głównego policji. Raport ten potwierdza wyniki dziennikarskiego śledztwa przeprowadzonego przez gazetę. Ze śledztwa tego wynika, że ofiarą corhydronu mogło paść nawet 11 osób. Dziennik dotarł też do rodzin, które przez feralny lek straciły bliskich.
Najbardziej wstrząsająca jest historia 35-letniego mieszkańca wsi koło Aleksandrowa Łódzkiego. Młody mężczyzna uskarżał się na silny ból gardła. Lekarz pogotowia podejrzewał, że to angina i zabrał chorego do szpitala. W karetce podał mu corhydron. Pacjent zaczął się dusić i stracił przytomność. Lekarz nie był w stanie go uratować.

"Zabrali z domu zdrowego człowieka, którego pobolewało gardło. Rano dowiedziałam się, że Krzysztof nie żyje" - mówi dziennikowi żona zmarłego Beata. Przeżyła szok, gdy zadzwoniła na komórkę męża i zamiast niego usłyszała pracownika firmy pogrzebowej.

Historia do której dotarła gazeta, jest także opisana w raporcie policji, który powstał na polecenie komendanta głównego Marka Bieńkowskiego. Komendant wysłał funkcjonariuszy do wszystkich pacjentów, którzy zażywali corhydron.

"Skontaktowaliśmy się z ponad 20 tys. osób. Mamy wiedzę o różnych dramatycznych przypadkach. Wszystkie sygnały dokumentujemy i przekazujemy prokuratorom" - powiedział w niedzielę "Dziennikowi" szef policji.

Każdy z 11 zgonów będzie analizowany oddzielnie. Niewykluczone, że prokuratorzy zlecą ekshumację, aby wykonać sekcje zwłok.

"Jeśli informacje się potwierdzą, Jelfę czekają postępowania karne i cywilne. Prawdopodobne są bardzo wysokie odszkodowania dla rodzin, jak i samych poszkodowanych" - mówi wiceminister zdrowia Bolesław Piecha.

onet.pl