Afera Rywina w bolesławieckim wydaniu...

W Bolesławcu wybuchła afera na miarę afery Rywina. Jej głównym bohaterem stał się Kazimierz Sas, były szef SLD w tym mieście.

Jeleniogórska prokuratura stawia Sasowi zarzut płatnej protekcji. W marcu 2004 roku miał przyjść do prezydenta Bolesławca, Piotra Romana, i postawić listę żądań w zamian za umożliwienie pozyskania 11 milionów euro z funduszu ISPA na modernizację miejskiej kanalizacji. Przekazanie tych pieniędzy było niemożliwe bez komunalizacji Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji na rzecz miasta a prezydentowi miasta nie układały się kontakty z lewicowym wojewodą nadzorującym PWiK. Sas przyznaje, że był u Romana. - Sam mnie zaprosił na spotkanie w sprawie ISPY żebym pomógł w komunalizacji PWiK- mówi K. Sas. - Chciał poparcia w kontaktach z wojewodą. Byłem w stanie mu pomóc i spytałem co może zaoferować w zamian. Lista żądań Sas nie twierdzi, że nie oczekiwał przywrócenia trzech ludzi lewicy do pracy w urzędzie miasta i nie zwalniania kolejnych zatrudnionych za rządów lewicowej koalicji. Chciał od Romana również gwarancji dalszego zatrudnienia Józefa Burniaka na stanowisku szefa PWiK już po komunalizacji, a także miejsc dla ludzi SLD w radach nadzorczych miejskich spółek. Zdaniem prokuratury żądał też zawiązania nowej koalicji w radzie powiatu i odwołania zarządu, a także stanowiska starosty dla siebie. - To akurat bzdura, nigdy nie chciałem być starostą. Chodziło mi tylko o odwołanie zarządu - komentuje Sas. Według Sasa Roman miał się zastanowić nad tymi propozycjami i przedstawić sprawę swoim współpracownikom. - Zacząłem działać i zorganizowałem spotkanie Romana z wojewodą Łopatowskim - opowiada Sas. - To czy Roman spełni warunki, było dla mnie mniej ważne, niż ratowanie pieniędzy z ISPY i dlatego nie czekałem na odpowiedź prezydenta - dodaje. Ruszyło z miejsca - Od tamtego czasu zaczęło się moje wsparcie dla projektu ISPY, sprawa ruszyła i dzięki temu dziś trwa inwestycja - mówi K. Sas. - Nic z tego nie mam, ludzie którym chciałem pomóc też nie. Faktycznie sprawa ISPY ruszyła, doszło do częściowej komunalizacji PWiK pozwalającej na zdobycie unijnych pieniędzy. Józef Burniak stracił jednak posadę dyrektora po przejęciu rządów przez PiS i wymianie wojewody. Pozostaje zagadką, to dlaczego doniesienie do ABW wpłynęło dopiero w dwa lata po opisywanych wydarzeniach. Sas jest pewien, że doniósł Piotr Roman ale prezydent, prokuratura i ABW nie potwierdzają tej informacji ani jej nie zaprzeczają. - Myślę, że Roman czekał z tym doniesieniem, żeby wykorzystać sprawę politycznie w celu pokazania korupcyjnego obrazu lewicy - mówi Sas. Nie chcą mówić Prezydent miasta nie chce podać swojej wersji wydarzeń sprzed dwóch lat. - Nie będę komentował tej sprawy do czasu aż sąd wyda wyrok - mówi Piotr Roman. - Zostałem zobowiązany przez ABW do utrzymania tajemnicy. Józef Burniak, były szef PWiK, też nie chce komentować sprawy. - Trwa przygotowywanie aktu oskarżenia, postępowanie zmierza do końca - mówi Ewa Węglarowicz - Makowska, rzecznik prokuratury okręgowej w Jeleniej Górze. - Prokuratura wyjaśnia jeszcze kwestię tego, że doniesienie wpłynęło dopiero po dwóch latach od zdarzeń.

Gazeta Wojewódzka