Pieniądze poszły w błoto
Ponad 300 tys. zł kosztowała sygnalizacja świetlna na skrzyżowaniu w stolicy Karkonoszy. Jednak zamiast ułatwić kierowcom przejazd, utrudnia go. Jeleniogórzanie muszą się liczyć nie tylko z korkami, ale i niebezpieczeństwem. To nie jedyna chybiona inwestycja w regionie.
Niedociągnięcia w działaniu świateł potwierdza sam zastępca dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów. - Jest to nieszczęście. Nie da się ukryć - przyznaje Jerzy Bigus. Jak dodał, sam stara się omijać ten rejon Jeleniej Góry. W godzinach szczytu sprawne pokonanie skrzyżowania ulic: Dworcowej, Sobieszowskiej i Lubańskiej, graniczy z cudem. - Zajmuje z reguły nie mniej niż pół godziny - narzeka kierowca Julian Królikowski. Korki to nie jedyny kłopot zmotoryzowanych jeleniogórzan.
Torowisko znajduje się bardzo blisko krzyżówki. Zdarza się, że kierowcy mają zielone światło, a na przejeździe zapala się czerwone. Co, jeśli kolumna pojazdów ruszy i któryś z nich zostanie uwięziony między rogatkami.
- W takim wypadku ratowałbym się, zjeżdżając na perony. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to idealne rozwiązanie - podkreśla Bigus. Kiedy budowano oświetlenie, nie wzięto tego pod uwagę. - To paranoja. Tyle pieniędzy wydali urzędnicy na coś, co szwankuje - ubolewa Magdalena Skrobuk z Jeleniej Góry.
Wygląda na to, że inwestycja zamiast rozwiązać problemy komunikacyjne miasta, wręcz ich przysporzyła. - Światła funkcjonują krótko. Będziemy próbowali coś z tym robić. Jesteśmy na etapie obserwacji - tłumaczy Jerzy Bigus. Największe korki tworzą się na styku trzech ulic w niedzielę, kiedy sporo mieszkańców udaje się na giełdę do Cieplic. Drogowcy, szukając sposobu na rozładowanie ruchu, w tym dniu wyłączyli światła. Budowa oświetlenia kosztowała Miejski Zarząd Dróg i Mostów około 320 tys. zł.
To nie jedyna wpadka urzędników. Samorząd Jeleniej Góry zafundował mieszkańcom za ponad pół miliona złotych remont ulicy Sygietyńskiego na Zabobrzu III. Droga wygląda efektownie, ale prowadzi donikąd. Gładki asfalt kończy się w polu.
Nie najlepiej spisali się także urzędnicy z Kowar. Podczas pracy nad realizacją projektu kanalizacji i wodociągów, w ramach Karkonoskiego Systemu Wodociągów i Kanalizacji, burmistrz nie pozyskał ziemi od prywatnego właściciela, mimo że zobowiązany był do tego uchwałą rajców.
Dariusz Rajkowski tłumaczył się tym, że kontakt z właścicielem jest trudny, bo często zmienia on zdanie. Komisja rewizyjna rady zdecydowała, że jeśli Rajkowski nie dogada się Mirosławem Młotkiem, na którego terenie leży sporna działka, konieczne będzie wywłaszczenie właściciela. Tym samym inwestycja za unijne 23 miliony zł jest blokowana.
Wielkie plany, wielkie pieniądze i wielkie rozczarowanie. Tak można określić jedną z najbardziej dziwacznych inwestycji w Zgorzelcu. Chodzi o budowę obwodnicy, dzięki której ruch samochodów omijałby centrum miasta. Gospodarzem tego przedsięwzięcia jest samorząd województwa i podległy mu Dolnośląski Zarząd Dróg Wojewódzkich. Jak się okazało, DZDW przystąpił do budowy obwodnicy nie mając wykupionych wszystkich potrzebnych gruntów.
Urzędnicy tłumaczyli się, że budowę rozpoczęto, bo zostały pieniądze z modernizacji drogi wojewódzkiej nr 352 Zgorzelec - Radomierzyce. Fundusze więc przesunięto, żeby się nie zmarnowały. Drogowcy dogadali się z drobnymi właścicielami, ale wciąż nierozwiązana pozostała kwestia, ważnego dla budowy, terenu należącego do firmy Comfort. Mamy już listopad, a żadnych prac przy budowie, niestety, nie widać.
Bolesławiecki Fundusz Poręczeń Kredytowych okazał się porażką, która kosztowała podatników pół miliona złotych. Powstał trzy lata temu i miał ułatwić małym i średnim przedsiębiorcom dostęp do finansów, poprzez udzielenie poręczeń kredytów i pożyczek zaciągniętych na działalność gospodarczą.
Problemy w działaniu BFPK pojawiły się już na początku. Przede wszystkim, mimo zainteresowania ofertą ze strony przedsiębiorców z ościennych gmin, do funduszu nie przystąpił żaden z samorządów powiatu.
Do dziś miejska instytucja finansowa udzieliła zaledwie dwóch poręczeń, w granicach 20 tys. zł. Udało się to po ponad półtorarocznym działaniu. Problem polega na tym, że na kapitał BFPK z miejskiej kasy przeznaczono na początku pół miliona złotych. Te pieniądze leżą na koncie i podnoszą niewykorzystany kapitał Funduszu.
- Poprzedni rok zakończyliśmy zyskiem z odsetek w granicach 11 tys. zł i w tym roku będzie tak samo - mówi prezes funduszu, Tomasz Gabrysiak, jedyny i to działający społecznie pracownik firmy.
- Wierzę, że w tym roku udzielimy siedmiu, ośmiu poręczeń. W przyszłym roku chcemy zdobyć pieniądze na dokapitalizowanie funduszu ze środków unijnych. Dzięki temu moglibyśmy udzielać poręczenia już nie tylko do wysokości 50 tys. zł i mogliby się nami zainteresować więksi klienci.
Mimo marnych efektów Gabrysiak nie uważa, że fundusz to nietrafiony pomysł.
Słowo Polskie Gazeta Wrocławska