Policja pod paragrafem
Tylko do końca sierpnia biuro spraw wewnętrznych, czyli policja w policji, postawiła zarzuty prawie czterdziestu dolnośląskim funkcjonariuszom. To blisko dwa razy więcej niż w całym ubiegłym roku.
Dzięki wpłaconej kaucji zatrzymani niedawno dwaj policjanci z wrocławskiej komendy nie trafili do aresztu. Jeszcze dwa lata temu przełożeni nagrodzili ich za rozbicie gangu fałszującego na ogromną skalę bilety MPK. Teraz okazało się, że kilka tysięcy zarekwirowanych biletów mężczyźni sprzedali, a zyskiem się podzielili.
Tylko w ciągu pierwszych ośmiu miesięcy tego roku w poważny konflikt z prawem popadło 39 dolnośląskich funkcjonariuszy. Przedstawiono im 73 różne zarzuty. Oznacza to, że niektórzy mogą mieć na sumieniu nawet kilka przestępstw.
30 dolnośląskich policjantów jest podejrzewanych o nadużycie funkcji albo niedopełnienie obowiązków, 25 - o oszustwa, fałszerstwa i kradzieże.
Wrocławska prokuratura bada nieprawidłowości, do jakich miało dojść w komisariacie w Jelczu-Laskowicach. Chodzi o sprawę sprzed siedmiu lat, która dopiero teraz wyszła na jaw. Z posterunku zniknęły dokumenty potwierdzające, że jeden z lokalnych radnych spowodował po pijanemu kolizję. Nie spotkała go żadna kara. Obecnego komendanta policji powiadomił o tym telefonicznie jeden z mieszkańców. Prokuratura szykuje właśnie akt oskarżenia. Nieoficjalnie wiadomo, że oskarżeni będą przynajmniej trzej policjanci.
- Dużo przypadków ujawnionych w ostatnim czasie to sprawy sprzed wielu lat. Dlatego, gdy spojrzymy na statystyki, możemy dojść do wniosku, że dziesięć lat temu policjanci rzadziej wchodzili w konflikt z prawem - tłumaczy Grażyna Puchalska z Komendy Głównej Policji.
- Dla osób, które popełniły przestępstwo kryminalne, nie ma u nas miejsca. Mundur zobowiązuje. Od tych, którzy go noszą, tym bardziej oczekuje się wzorowego przestrzegania prawa - dodaje Puchalska.
Bywa, że policjanci nie tylko sami popełniają przestępstwa, ale i współpracują z gangsterami. Nawet ci z Centralnego Biura Śledczego - elitarnej jednostki rozpracowującej zorganizowane grupy przestępcze.
Przykładem jest Robert Z., były naczelnik CBŚ w Wałbrzychu. Dobrze wiedział, jakie akcje policja prowadzi przeciwko bandytom. Według prokuratury informował ich o tym. Brał za to od 1500 do 30 tysięcy złotych.
Dwaj policjanci z wrocławskich Krzyków mieli z kolei należeć do gangu, który trudnił się sutenerstwem i stręczycielstwem. Szajka wyszukiwała w agencjach towarzyskich kobiety, które namawiała do pracy w austriackich domach publicznych. Oporne dziewczyny szantażowała. Miesięcznie policjanci zarabiali na tym po kilkadziesiąt tysięcy złotych.
- Ale są też przestępstwa, których liczba na Dolnym Śląsku wyraźnie zmalała - podkreślają w Biurze Spraw Wewnętrznych KGP. Przykład to łapownictwo. W całej Polsce w ciągu pierwszych ośmiu miesięcy tego roku zatrzymano 149 skorumpowanych policjantów. Na Dolnym Śląsku - tylko trzech.
- Jako pierwsi w Polsce wprowadziliśmy zespoły antykorupcyjne - podkreśla insp. Andrzej Matejuk, komendant dolnośląskiej policji.
- Wśród policjantów nastąpiła zmiana mentalności. Bardzo krytycznie odnoszą się do łamania prawa przez kolegów. Nie ma już źle rozumianej solidarności zawodowej. Przekazują wiele informacji o funkcjonariuszach, którzy postępują niezgodnie z prawem - mówi Matejuk. To właśnie dzięki takim informacjom możliwe było ostatnio zatrzymanie funkcjonariuszy podejrzewanych o kradzież biletów.
Słowo Polskie Gazeta Wrocławska