W Mirsku wyschły miejskie ujęcia wody, z pomocą przyszli sąsiedzi
Brakuje wody w gminie Mirsk i to mimo wybudowania w ubiegłym roku nowych ujęć za ponad 6 milionów złotych. Co noc woda jest dowożona beczkowozami i samochodami strażackimi z sąsiedniego Świeradowa Zdroju i z Lwówka Śląskiego i wlewana do zbiornika wyrównawczego. W połowie ubiegłego roku w Mirsku zostały oddane do użytku nowe, głębinowe ujęcia wody. Kosztowało wraz z wszystkimi urządzeniami 6,5 miliona złotych, z czego 4 miliony pochodziło z unijnej dotacji. Miasto było gotowe nadmiar wody dostarczać mieszkańcom sąsiednich wsi. Tegoroczna susza brutalnie zweryfikowała te plany. Studnie wysychają i Mirsk potrzebuje pomocy.
By krany nie wyschły burmistrz Andrzej Jasiński zdecydował, by beczkowozami i samochodami strażackimi dowozić wodę od sąsiadów z Lwówka i Świeradowa Zdroju. Transporty odbywają się nocami. Obie gminy wyraziły na to zgodę.
Woda będzie do Mirska przywożona tak długo, jak długo będzie taka potrzeba. Kosztuje to około 20 tysięcy złotych miesięcznie.
Burmistrz Świeradowa Roland Marciniak zapowiada, że nie będzie liczył opłat za tę wodę, bo jak podkreśla jest to pomoc dla sąsiadów, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji. I to pomoc udzielana niezależnie od codziennych sporów Mirska i Świeradowa.
Codziennie samochodami dowożonych jest do ujęcia wody około 100 metrów sześciennych. Strażacy rozwożą też wodę do wsi, w których wyschły studnie.
PRW.PL