W Kowarach nie ma mieszkań dla poszkodowanych

W dwupokojowym mieszkaniu mieszka jedenaście osób. Sześcioro to pogorzelcy, których przygarnęli pod dach dobrzy ludzie. - W lokalach socjalnych, które przyznały nam władze miasta, nie da się żyć - żali się Bogusław Wyparło.
Tragedia szóstki mieszkańców budynku przy ulicy Waryńskiego rozpoczęła się trzy tygodnie temu. Spłonął wówczas strych i drugie piętro kamienicy. Mieszkania położone niżej zostały zalane podczas akcji ratunkowej i dziś nie da się tam żyć. Miasto przyznało poszkodowanym lokale socjalne.

Pani Krystyna Horecka i jej trójka dzieci miały zamieszkać w jednym pokoiku z łazienką, natomiast Helena Jankowska i Bogusław Wyparło dostali pokój z wychodkiem na zewnątrz.
- Nie mogę tam mieszkać. Mam chore węzły chłonne i świeżą bliznę po operacji. Na dworze jest coraz chłodniej i lada moment mogą przyjść mrozy - martwi się Wyparło. - Przy przeziębieniu łatwo mogę zachorować na zapalenie dróg moczowych. Z jego stanem zdrowia grozi to śmiercią.
Horecką z dziećmi i Wyparłę z konkubiną przygarnęli przyjaciele. Gościnę znaleźli u Marka Marczaka.

- Wziąłem ich do siebie, bo nie mieli gdzie się podziać - tłumaczy pan Marek. - Musimy sobie pomagać. Problem polega na tym, że rodzina Marczaka liczy pięć osób. Tym samym w dwóch pokojach gnieździ się jedenastu lokatorów. Pogorzelcy wolą jednak to, niż przyznane lokale z niskim standardem. - Nie ma tam światła i ciepłej wody - twierdzą.
U Marczaków też jest im ciężko, ale dają sobie radę. - Najtrudniej jest rano, gdy wstajemy - opowiada pan Bogusław. - Dzieci szukają i dopasowują swoje obuwie. Helena Jankowska dodaje, że podobnie jest podczas robienia śniadań. Dorośli są jednak już zmęczeni. - Wyspać się można tylko po południu, gdy dzieci są w szkole - mówi Marek Marczak. Dzieci w domu jest teraz sześcioro. W harmidrze i tłoku nie mogą się skupić na odrabianiu lekcji. - Nawet jeśli piątka się stara, to szóste, a to się szarpnie, a to powie coś śmiesznego i naukę diabli biorą - dodaje Wyparło. Pogorzelcy są jednak wdzięczni Marczakowi za okazane dobre serce.

Gmina jednak nie ma mieszkań socjalnych dla poszkodowanych. - Te mieszkanka, które przeznaczyliśmy dla tych ludzi, były jedynymi aktualnie dostępnymi - tłumaczy Anna Perłowska, dyrektor Zarządu Eksploatacji Zasobów Komunalnych w Kowarach. - Jednak mogę obiecać, że gdy tylko zwolni się jakiś lokal socjalny, to zarówno pani Horecka, jak i pan Wyparło znajdą tam dach nad głową, bo ich obecne mieszkania mają charakter tymczasowy.
Z kolei burmistrz Dariusz Rajkowski twierdzi, że jeśli ruszy program rządowy budowy mieszkań socjalnych miasto będzie się ubiegało o dofinansowanie przy nowych inwestycjach tego typu. •
Dyrektor ZEZK-u zapewnia, że gdy zwolni się miejsce, to ludzie dostaną lokale socjalne o lepszym standardzie. Nie wiadomo jednak, czy będą czekać dwa dni, dwa miesiące czy dwa lata. Burmistrz snuje plany o skorzystaniu przez miasto z rządowego projektu budowy mieszkań socjalnych. Zbliżają się jednak wybory, więc być może po dotacje będzie musiał sięgnąć jego następca. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że władze miasta w mijającej kadencji niewiele zrobiły, aby zabezpieczyć ludziom byt. Co się stanie, gdy nie daj Boże spłonie wielorodzinny blok? Czy ludzie wylądują na bruku, bo braknie pomieszczeń socjalnych? Wyborcy zapewne to przemyślą i 12 listopada zdecydują.

Słowo Polskie Gazeta Wrocławska