Mniejsza kara dla piekarza z Legnicy
O 100 tys. zł mniej ma zapłacić fiskusowi piekarz z Legnicy, który dawał biednym niesprzedany chleb. To kolejna decyzja urzędników w tej sprawie. Walka o zniesienie podatku od charytatywnych darowizn ma szansę stoczyć się niedługo w parlamencie.
Waldemar Gronowski przez 14 lat oddawał chleb, którego nie udało mu się sprzedać, do stołówki charytatywnej, domu dziecka i świetlicy dla dzieci. Nie brał za to ani grosza. Gdy w 2004 roku zainteresowała się nim kontrola skarbowa, urzędnicy orzekli, że za podarowane pieczywo powinien zapłacić 7-procentowy podatek VAT (za sam 2003 r. aż 45 tys. zł) i podatek dochodowy (aż 200 tys. zł).
Wczoraj dostał kolejne pismo. Teraz ma zapłacić tylko 145 tys. zł podatku. Skąd różnica? Urzędnicy zmienili podstawę opodatkowania i uznali, że przekazywane pieczywo miało niższą wartość niż to ze sklepowej półki. - Coraz mniejszy ze mnie złodziej - podsumowuje Waldemar Gronowski.
Codziennie odbiera kilkadziesiąt telefonów z głosami poparcia od ludzi z całego kraju: - Dodają mi otuchy. Też im się w głowie nie mieści, że przepisy mogą działać w tak absurdalny sposób.
Sprawa piekarza trafiła również do Sejmu. Zbigniew Chlebowski, poseł PO: - Leży tam nowy projekt ustawy o podatku VAT. Po pierwszym czytaniu zgłosiłem poprawkę, która pozwoli na zwolnienie darczyńców z podatku. Nie spotkałem jeszcze posła, który powiedziałby, że tego nie poprze.
Głos w sprawie VAT-u zabrała też niedawno w Parlamencie Europejskim Lidia Geringer de Oedenberg, europosłanka: - Jestem oburzona takim traktowaniem tego piekarza. Niestety, to wina represyjnego prawa. Jeśli ono się nie zmieni i państwo będzie karać darczyńców za ich dobre serce, będziemy świadkami postępującej obojętności wobec osób najbardziej potrzebujących.
Podobnego zdania jest Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha: - Cały polski system podatkowy jest skierowany przeciwko miłosierdziu i okazywaniu pomocy. Widać, że pan Gronowski ma być takim sztandarowym przykładem: ukarzemy jednego, to tak przestraszymy innych przedsiębiorców, że już nie zaryzykują i nie będą pomagać biednym. Inaczej nie potrafię tego wytłumaczyć. Urzędy stosują przecież możliwość odstąpienia od wymierzenia kary i to w o wiele mniej dramatycznych przypadkach.
- Syty głodnego nie zrozumie - wzdycha ks. Jan Gacek, który prowadzi stołówkę dla najbiedniejszych w Legnicy. - Na zupę przychodzi codziennie nawet 600 osób. Biedy, w jakiej żyją, nie można sobie wyobrazić. Dla nich każdy kawałek chleba to skarb. Dlatego nie mogę przeżyć, gdy widzę tony jedzenia wyrzucane każdego dnia na śmietnik.
gazeta.pl