Kto zapłaci za remont?
Miasto nie chce pomóc przedsiębiorcom, którym wynajmuje lokal. Podczas sierpniowej powodzi zalany został sklep państwa Ściubidłów. Przedsiębiorcy dowiedzieli się jednak, że gmina nie wspomoże ich finansowo, bo pomoc jest przeznaczona tylko dla ludzi, którym woda zniszczyła domy.
Rzeka Kamienna wdarła się do kotłowni i pomieszczenia, gdzie przechowywana była żywność.
- Wody było tam około półtora metra - wspomina Henryk Sciubidło. - Opadła dopiero po pięciu godzinach.
Dziś ściany magazynu puchną i miękną od wilgoci. Rośnie także wielki grzyb. Z sufitu nadal kapie woda. - Tynki trzeba będzie zrywać, a nie mamy pieniędzy na remont tych pomieszczeń - żali się pan Henryk.
Woda zniszczyła lodówkę, zamrażarkę, dwa fotele i biurko, przy którym małżeństwo prowadziło księgowość oraz wiele artykułów spożywczych.
- Pisaliśmy do urzędu miasta wnioski o pomoc finansową - mówi Bożena Ściubidło. - Ale dowiedzieliśmy się, że ta jest przeznaczona tylko dla poszkodowanych mieszkańców.
Przedsiębiorcy uważają, że także powinni otrzymać wsparcie. Tymczasem burmistrz Piechowic stawia sprawę jasno. Ściubidłowie pieniędzy nie dostaną, bo nie są powodzianami.
- Oni prowadzą działalność gospodarczą, a ja przede wszystkim muszę myśleć o pomocy dla moich mieszkańców - tłumaczy Stanisław Ejnik. Dodaje także, że skoro sklep był ubezpieczony, to powinni egzekwować pieniądze od ubezpieczyciela.
- Faktycznie ubezpieczyliśmy nasz interes, ale odszkodowania może nie starczyć na remont - martwią się Ściubidłowie.
W planach jest wymiana przedmiotów zniszczonych przez wodę. To m.in. lodówka, zamrażarka i krajalnica. Dodatkowo przeznaczą je na zakup produktów, których żywioł nie oszczędził. Jak szacuje Henryk Ściubidło, remont pomieszczeń może kosztować nawet 17 tysięcy złotych.
- Tylko skąd wziąć taką sumę - zastanawia się. Sklep nie jest jednak ich własnością. Ściubidłowie dzierżawią go od gminy. Każdego miesiąca płacą 500 złotych czynszu. Twierdzą, że skoro gmina nie chce im pomóc w pracach remontowych, to oni nie będą odnawiać pomieszczeń.
- Za własne pieniądze nie będziemy remontować tego, co nie należy do nas - zaznacza Bożena Ściubidło.
Sklep jest jedynym źródłem utrzymania małżeństwa. Tym interesem dorabiają sobie do skromnej renty. Od czasu wielkiej fali interesy przestały iść dobrze. Rzeka wyrwała kilkumetrowy pas ulicy i niektórzy klienci nie mogą do sklepu dotrzeć.
- Można dostać się do nas tylko od strony Pakoszowa. Obroty nam spadły o ok. 50 procent - kończy smutno Ściubidło.
Słowo Polskie Gazeta Wrocławska