Winnych nie ma, więc nie ma i kary

Pijani policjanci, którzy wpadli samochodem do rzeki, unikną odpowiedzialności. Prokuratura umorzyła postępowanie w tej sprawie. "Nie mamy dowodów, a oskarżeni nie przyznają się do winy" - mówi szefowa śledczych z Jeleniej Góry. Jeden z funkcjonariuszy utrzymuje, że to nie on prowadził pojazd, drugi zasłania się brakiem pamięci. Kłamstwo okazało się skuteczną obroną, pytanie tylko czy policjantom wolno tak kłamać? Do wypadku doszło około północy w Cieplicach. Policjanci byli po służbie, jechali prywatnym samochodem z dużą prędkością. W pewnym momencie kierowca stracił panowanie nad pojazdem. Auto najpierw uderzyło w mur, potem kilka razy koziołkowało, wreszcie wpadło do rzeki. Gdy przybyła pomoc, jeden z funkcjonariuszy znajdował się na zewnątrz samochodu, drugi był w środku - leżał na tak zwanej podsufitce, bo pojazd zatrzymał się na dachu.

Mieli obydwaj ponad 2 promile alkoholu - mówi Ewa Węglarowicz-Makowska z Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze.

Początkowo prokuratura postawiła zarzut spowodowania wypadku Michałowi N. Ten jednak utrzymywał, że nie prowadził auta. Drugi funkcjonariusz, Mariusz S., mówił: "siedziałem na miejscu pasażera i spałem". Prokuratura powołała sztab biegłych, na ekspertyzy wydała 15 tys. zł i nic - dalej nie wiadomo, kto prowadził.

Winnych nie ma, więc nie ma i kary. Policjanci nie dostali nawet nagany, choć jeden z nich kłamie, a drugi ukrywa prawdę. Dobra obrona to połowa sukcesu - mówi mecenas Jan Kocot i przypomina sprawę sprzed 20 lat: w Jaworze autem jechało czterech nietrzeźwych mężczyzn, gdy pojazd uderzył w drzewo, wszyscy z niego wypadli. Żaden nie chciał powiedzieć, kto prowadził samochód. Jednak dzięki powołaniu sztabu biegłych, po 7 latach zapadł wyrok.

Mieszkańcy Jeleniej Góry bezkarnością policji są oburzeni. Policjantów przeniesiono z małego komisariatu w Szklarskiej Porębie do komendy miejskiej w Jeleniej Górze. Odsunięto ich od działań w terenie i skierowano do pracy biurowej.

TVP