Przynajmniej czterystu nauczycieli może stracić pracę
Widmo bezrobocia stanęło przed nauczycielami, którzy do końca sierpnia nie przedstawią dyplomu ukończenia wyższych studiów. Takie wymogi narzuciła im Karta nauczyciela.
Choć na uzupełnienie wykształcenia pedagodzy mieli sześć lat, wielu z nich tego nie zrobiło. Zdaniem Małgorzaty Henglewskiej, kierownika Oddziału Strategii Edukacyjnej w Dolnośląskim Kuratorium Oświaty, przerosło to ich możliwości. Największy problem mieli ci, którzy zaliczyli studia, lecz nie uzyskali dyplomu ich ukończenia. Ciężko im było po wielu latach wrócić na uczelnię i dokończyć edukację. Rezygnowali również nauczyciele przechodzący właśnie w tym roku na emeryturę.
Nie wiadomo, ilu dokładnie nauczycieli z Dolnego Śląska będzie musiało pożegnać się z etatami w szkołach. - Ale mamy nadzieję, że nie więcej niż 400 osób - mówi Henglewska.
- U nas tylko jedna osoba uznała, że ze względu na wiek podnoszenie kwalifikacji nie ma sensu - mówi Marek Marcinkowski - wicedyrektor Gimnazjum nr 26 przy ul. Pawłowa we Wrocławiu. Ośmiu innych nauczycieli z tej szkoły zmieściło się w czasie i nie grozi im już wygaśnięcie umowy o pracę. Zagraża jednak tym, którzy nadal się uczą.
Mirosława Chodubska, prezes dolnośląskiego oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego, jest zaniepokojona. Według niej, we wrześniu sytuacja stanie się kuriozalna. Nauczyciele, którzy skończą naukę w grudniu, będą pracować, ale jako stażyści. Kilka miesięcy później tych samych ludzi szkoły zatrudnią już jako wykwalifikowaną kadrę.
ZNP już w ubiegłym roku pisało w tej sprawie do Ministerstwa Edukacji z apelem o przesunięcie terminu z końca sierpnia na koniec grudnia. Niestety, podkreśla Chodubska, do dzisiaj nie ma żadnej reakcji. Ale jest za to furtka, która zapewnia bezpieczne wyjście z sytuacji. Wystarczy, że dyrektor szkoły nie znajdzie nauczyciela np. do nauki języka obcego, muzyki czy przysposobienia do życia w rodzinie. Jeżeli kurator wydaje zgodę, Karta nauczyciela nie jest już ostateczną wytyczną. Jak zapewnia kierownik Henglewska, takie przypadki zdarzają się sporadycznie.
- Gdyby nie ta furtka, to wiele placówek musiałoby przestać funkcjonować - ocenia Janusz Gołąbek, dyrektor Zespołu Szkół w Szewcach. Sam szuka nauczycieli do prowadzenia plastyki i muzyki. Trudność polega na tym, że tych godzin jest niewiele, dlatego chętnych brakuje. Co innego, gdy szuka się pracowników na pełen etat.
- Największym problemem były i są pieniądze na zdobycie wyższego wykształcenia - diagnozuje sytuację Chodubska. Nauczyciele za studia płacą sami. Tylko czasem pomagają im związki zawodowe czy szkoły. Semestr studiów zaocznych to wydatek rzędu 2 tys. zł i wielu nauczycieli na niego nie stać.
- Od 2000 r., czyli od momentu nowelizacji Karty nauczyciela, było wiadomo, że podniesienie kwalifikacji jest nieuchronne - tłumaczy Henglewska. - Nikogo więc nie powinny dziwić skutki tych zaniedbań.
Słowo Polskie Gazeta Wrocławska