Na rubieżach Aglomeracji (1): W odwiedzinach u Hauptmanna

W ostatnią sobotę Muzeum Miejskie: Dom Gerhardta Hauptmanna zorganizowało dni otwarte - można było obejrzeć jego zbiory, posłuchać ciekawostek o pisarzu, obejrzeć filmy dokumentalne z jego udziałem - wszystko za darmo, wystarczyły tylko dobre chęci, żeby wybrać się do Jagniątkowa. A co do tych dobrych chęci - przyznam sam, że długo musiałem się przekonywać do tego, żeby tam pojechać. "A bo to kawał drogi, nie wiadomo jak tam autobusy w sobotę, w dodatku zimno i leje..."- takie standardowe argumenty jeleniogórzanina z Centrum przeciwko ruszeniu tyłka dalej, niż na Plac Ratuszowy. "No, ale przecież Jagniątków to nie koniec świata! To jeszcze dzielnica Jeleniej!"- trafnie zauważyłem i sprawdziłem w Internecie rozkład jazdy linii 15, która, jak się okazało, jeździ co około godzinę, więc dotarcie do muzeum nie jest wielkim problemem, zwłaszcza, że przystanek "Dom Hauptmanna" jest ostatnim w pierwszej strefie.


11:30- wsiadam na pokład rozklekotanego jelcza, który za chwilę powiezie mnie daleko poza znaną mi rzeczywistość miasta. Autobus przystosowany do przewozu rowerów, właściwie nie wiadomo za bardzo po co- nikt z tej usługi nie korzysta. Stojak na rowery stuka niemiłosiernie, klekocze, co potęguje wrażenia z jazdy, które i tak są ogromne na skutek ryczącego silnika diesla, drgawek niemalże epileptycznych przy każdym postoju i kłębów czarnego dymu wydobywających się z rury wydechowej przy ruszaniu. Cieplice, za Cieplicami Sobieszów, droga coraz węższa, zaczyna kropić deszcz, za Sobieszowem jazda wąską i dziurawą drogą to już prawdziwy extreme, co chwilę widać samochody zjeżdżające na bok i ustępujące autobusowi miejsca. "15" co chwilę zatrzymuje się w miejscach, których nawet bym nie podejrzewał bycie przystankami, ale jak się okazuje- są nimi. Tabliczka z rozkładem jazdy przybita do drewnianego słupa wystarcza, o zatoczkach można pomarzyć. Nie do uwierzenia, że to wciąż Miasto Jelenia Góra, choć informują nas o tym biało-niebieskie tabliczki z nazwami dzielnic. Prawdziwa egzotyka.
Wreszcie autobus dojeżdża, zaraz po wyjściu z niego na wprost mnie wyłania się willa "Łąkowy Kamień", czyli cel mojej podróży. Przy wejściu wita mnie rzeźba Hanusi, bohaterki jednej z powieści Hauptmanna.
Zwiedzanie zaczynam od pięknego Holu Rajskiego z secesyjnymi polichromiami autorstwa J.M Avenariusa, prawdziwa secesyjna magia... W muzeum jest nawet oprawiona umowa -zlecenie pomalowania holu pomiędzy Hauptmannem a Avenariusem. Z innych ciekawych dokumentów możemy zobaczyć m.in. list Akademii Szwedzkiej oznajmiający Hauptmannowi, że został laureatem nagrody Nobla oraz tekst tutejszego wojewody z 1946 nakazujący przekazanie budynku willi Towarzystwu Przyjaźni Polsko- Radzieckiej... W głównej sali można oglądać zdjęcia z życia pisarza, jego melonik oraz gipsowy odlew prawej ręki. Dalej możemy przejść do sali poświęconej Henrykowi Tomaszewskiemu i jego teatrowi pantomimy. Na piętro dostępu nie ma, tam mieszczą się biura muzeum, a dostępu na schody broni popiersie surowo spoglądającego na nas Gerhardta Hauptmanna. Lepiej udać się do sali multimedialnej, gdzie możemy posłuchać ulubionej muzyki pisarza, obejrzeć filmy dokumentalne pokazujące Hauptmanna i jego rodzinę, a nawet obejrzeć autora czytającego fragmenty swoich książek! Ogólnie całe muzeum zasługuje na 5.
Autobus za pół godziny. Co tu robić, w co się bawić? A może mały spacerek po Jagniątkowie, tak do następnego przystanku? Czasu akurat wystarczy, drobna mżawka nie przeszkadza. Widoki piękne, powietrze świeże, po drodze mijam bardzo zadbane przydomowe ogródki, dochodzę do kościoła w Jagniątkowie, gdzie wita mnie mały kamień z napisem "Odmierzaj swój czas rytmem serca". Kościół piękny, krótka modlitwa przed kapliczką i można iść dalej do autobusu, który przyjeżdża nadzwyczaj punktualnie.
Jagniątków, Sobieszów, Cieplice, Śródmieście... powrót do szarej rzeczywistości.

Stashek Fejdych stashek@centrum.cz