Uratował kolegę przed samobójstwem

Pijany 19-latek wszedł na słup wysokiego napięcia. Złapał kable dłońmi. Poraził go prąd. - Krzyczałem, żeby tego nie robił. Nie posłuchał - opowiada Mirosław Piłat, który próbował odwieść chłopaka od zamiaru odebrania sobie życia


Tragedia rozegrała się w sobotni wieczór w Czadrowie, koło Kamiennej Góry. Dwóch młodych mężczyzn trafiło do miejscowego Powiatowego Centrum Zdrowia.
Porażony prądem 19-latek jest w stanie ciężkim. Przebywa na oddziale intensywnej opieki medycznej. - W chwili obecnej jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo - zapewnia Grzegorz Sawicki, lekarz dyżurny. Pacjent ma poparzone 35 procent powierzchni ciała oraz złamaną miednicę. Jest przytomny. Zostanie przewieziony do siemianowickiego szpitala, specjalizującego się w leczeniu poparzeń. Medycy czekają, kiedy zwolni się tam miejsce.

Rodzinne problemy
Mirosław Piłat, który uratował życie koledze, leży kilka sal dalej, na oddziale chirurgicznym. Przeszedł operację. Miał przebity pęcherz moczowy. W wyniku upadku z dużej wysokości ma złamaną miednicę.
Do nieszczęścia doszło sto metrów od domu niedoszłego samobójcy. Dziewiętnastolatek wszedł na słup wysokiego napięcia. Na szczycie został porażony prądem. Spadając, zaczepił o kolegę, który wspinał się za nim.
Jak mówi Mirosław Piłat, powodem próby samobójczej była kłótnia w rodzinie.
- Przekonywałem go, żeby tego nie robił. Nie słuchał. Chciałem go ratować - opowiada ściszonym głosem 26-latek. Jest słaby. Dodaje, że nie wie, czy zdecydowałby się raz jeszcze na taki krok.

Zamortyzował upadek
- Leczenie i rehabilitacja będą trwały kilka miesięcy - wyrokuje Włodzimierz Krajowski, lekarz chirurg. Jednak gdyby nie zamortyzował upadku, jego kompan najprawdopodobniej by nie przeżył.
W Kamiennej Górze dziewięć lat temu doszło już do tragicznego wypadku. Dwóch młodych kamiennogórzan potknęło się na polnej ścieżce o przewód wysokiego napięcia. Stracili nogi.

Słowo Polskie Gazeta Wrocławska