Zwłoki w studni
W środę (19.07.) wieczorem Jan W. z Osieczowa (pow. bolesławiecki) pił z sąsiadem alkohol. Następnego dnia specjalny oddział straży pożarnej wyciągnął jego zwłoki ze studni.
Aby wydobyć ciało 42-letniego Jana W. z wąskiej studni, wezwano oddział ratownictwa wysokościowego straży pożarnej z Wrocławia. - Samo wyjęcie ciała nie było najtrudniejsze - mówi Rafał Migas, który schodził na dno studni po zwłoki. - Ciało bardzo zesztywniało i miałem kłopoty z zamocowaniem go na linach. Studnia jest bardzo wąska. Jan W. dokonał żywota w dramatycznych okolicznościach, których można było uniknąć, gdyby nie nadmiar alkoholu. Najprawdopodobniej wpadł do studni, gdy załamała się pod nim stara, drewniana pokrywa. Sąsiad, który razem z Janem pił wódkę, widział, jak ten siedział na cembrowinie. - Zapytałem nawet, czy wszystko w porządku, ale niczego nie chciał - opowiada Grzegorz Rosa. Sąsiad wrócił do mieszkania. Następnego dnia rozpoczęły się poszukiwania Jana, który nie wrócił na noc do domu. Ktoś zauważył, że pokrywa studni jest połamana. Znad tafli wody, na głębokości kilku metrów wystawała ludzka noga. Po pierwszych oględzinach policja ustaliła, że mężczyzna wpadł do wąskiej studni plecami do tyłu, głową w dół. Całe ciało leżało w wodzie. W bardzo wąskiej szczelinie nie miał nawet szans, aby odwrócić się i zawołać o pomoc. Przyczyną śmierci było najprawdopodobniej utonięcie. Na głowie denata znaleziono ranę. Policjanci domniemają, że Jan W. uderzył się spadając w przepaść. Sprawę prowadzi prokurator Regina Haniszewska. - Będzie sekcja zwłok, ale wszystko wskazuje na to, że był to nieszczęśliwy wypadek. Nie ma śladów, aby do śmierci Jana W. ktoś się przyczynił - mówi prok. Haniszewska.
Gazeta Wojewódzka