Pakuj sprzęt i ruszaj na stoki
Ubity śnieg leży na stokach, a jest go naprawdę sporo - od 20 cm do prawie półtora metra. Kiedy przyjedzie się rano, jest rewelacyjnie. Przywita nas naturalny śnieg, wyrównany przez ratraki, który w nocy jest uzupełniany przez kilka centymetrów świeżego, białego puchu. Po kilku godzinach jest już nieco gorzej, bo tworzą się drobne muldy, jednak przy mrozie śnieg pozostaje puszysty i kiedy jedziemy w obniżonej pozycji w niczym to nie przeszkadza.
Mimo pełni zimy są jednak miejsca, w których albo komuś się nie chce, albo nie może zrobić dużo dobrego dla narciarzy i snowboardzistów. To dwa największe ośrodki na Dolnym Śląsku, czyli Karpacz i Szklarska Poręba. Karpacz, a dokładniej Kopa. Tu od początku sezonu nieczynna jest trasa najtrudniejsza ze szczytu. To jestem jeszcze w stanie zrozumieć. Kto tam był np. w lecie wie, że na stoku trafiają się głazy i śniegu musi spaść naprawdę dużo, by można było bezpiecznie jeździć. Cóż, nie ma tam sztucznego dośnieżania i to główny powód że piękna trasa jest zamknięta.
Inną bajką jest Szrenica i trasa FIS zwana także ścianą. Jednak ścianą tylko w jednym, dość krótkim górnym jej fragmencie. Niżej, gdzieś 100, 150 m od granicy lasu trasa jest już dużo mniej stroma, szeroka i do dziś oficjalnie nie wykorzystana. A jest tam instalacja sztucznego śniegu i nie wierzę w to, ba jestem pewien, że w ciągu ostatniego miesiąca nie było dni czy nocy, kiedy nie dałoby się tej nartostrady przygotować. Prościej i taniej jest oczywiście udostępnić to co już jest, wychodząc z założenia, że ludzie i tak przyjadą na Szrenicę.
PRW