Po strajku protest w szpitalu zawieszony

W ubiegły piątek pracownicy jeleniogórskiego szpitala po dwugodzinnym strajku ostrzegawczym zawiesili spór z dyrekcją placówki. Ale tylko czasowo - do końca września. Lekarze, pielęgniarki i pozostały personel domagają się podwyżek płac - 30-procentowej natychmiast i o 100 procent od nowego roku.
Sama akcja strajkowa polegała na odejściu lekarzy i pielęgniarek od łóżek pacjentów. Minimalna obsada oczywiście została na oddziałach, ale nie wykonywano zabiegów planowych, nieczynne były poradnie specjalistyczne. Pacjenci w większości ze zrozumieniem podeszli do akcji personelu medycznego.
- Ja ich popieram, bo rzeczywiście mało zarabiają, zwłaszcza pielęgniarki. Lekarz to sobie jeszcze dorobi. Dlatego powinni mieć większe pensje. Ale z drugiej strony, takich przyjezdnych jak my, to powinni jednak przyjąć. Przyjechałam na wizytę kontrolną i muszę dwie godziny czekać. Ale trudno, co zrobić - powiedziała nam Anna Dudczenko ze Świeradowa, która z powodu strajku nie została przyjęta do poradni chirurgicznej.
Podczas przerwy w pracy lekarze i pielęgniarki zeszli do sali konferencyjnej. Zanim dyrektor szpitala przyszedł do protestujących, organizatorzy akcji dostali od niego polecenie przygotowania imiennej listy uczestników strajku.
- To wbrew przepisom, nie mamy takiego obowiązku - mówiła Dorota Fiedorowicz, przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.
Tymczasem dyrektor Maciej Biardzki uspokajał, że nie jest to żadna forma represji, bo strajk jest legalny i nie chodzi o żadne inne konsekwencje, jak tylko te wynikające z prawa pracy: za czas strajku pracownicy mogą nie otrzymać wynagrodzenia.
- Powinienem za te dwie godziny nie wypłacić wynagrodzenia - dodał dyrektor, unikając odpowiedzi na pytanie, czy tak w istocie zrobi.

Więcej w bieżącym numerze Nowin Jeleniogórskich.