Beacie Sawickiej grozi 10 lat więzienia

Cała Polska oglądała jej łzy, gdy szlochała przed kamerami w Sejmie. Teraz czeka ją wyrok w sprawie o korupcję. Była posłanka PO Beata Sawicka może trafić na 10 lat za kraty. Proces dobiega końca.

18 kwietnia dojdzie do mów końcowych w procesie oskarżonych o korupcję byłej posłanki PO Beaty Sawickiej oraz burmistrza Helu Mirosława Wądołowskiego. Grozi im do 10 lat więzienia. Sąd Okręgowy w Warszawie zamknął przewód sądowy w tym trwającym od października 2009 roku procesie.

Prokurator Rafał Maćkowiak zapowiedział, że będzie wnosił o uznanie winy podsądnych. W toku procesu nic nie podważyło tez aktu oskarżenia - dodał. Zarazem odmówił ujawnienia, jakich kar zażąda.

Obraz dowodowy, jaki powstał w wyniku procesu, jest zupełnie inny niż ten przedstawiony w akcie oskarżenia - oświadczył obrońca Sawickiej mecenas Mikołaj Pietrzak. Dodał, że wniesie o jej uniewinnienie.

Sąd wysłuchał wyjaśnień Sawickiej. Mówiła między innymi, że na dokonanych przez CBA nagraniach jej rozmów z agentem "Tomkiem", udającym biznesmena, nie ma ważnych dowodów świadczących na jej korzyść. Zeznania agenta ewoluowały; po konsultacji ze swym kierownictwem dokonywał on coraz większej konfabulacji - oświadczyła podsądna.

Część procesu była niejawna - gdy zeznawali oficerowie CBA, w tym agent "Tomek", obecnie poseł PiS Tomasz Kaczmarek. Dużo czasu zabrało też sądowi odsłuchiwanie niewyraźnie nagranych przez CBA rozmów oskarżonych z dwoma agentami Biura udającymi biznesmenów.

Sąd ujawnił w 2009 r, że część nagranych przez CBA rozmów jest ze względów technicznych nieczytelna, m.in. przy wypowiedziach oskarżonych "mających znaczenie dla ich odpowiedzialności". Niewyraźnie nagrała się rozmowa, gdy Sawicka miała - według prokuratury - żądać od agentów CBA "korzyści majątkowej". Nagrały się wtedy jej słowa: Ja to wam wszystko kiedyś pooddaję; ich odpowiedź: Teraz to chyba żartujesz, ale jej replika jest niezrozumiała. Równie nieczytelne jest nagranie po tym, gdy Sawicka mówi agentowi CBA: Potrzebuję stówę.

Obrona podkreślała, że jeśli byłoby tak, iż agent CBA świadomie na przykład pocierał dłonią klapę marynarki, w której miał ukryty mikrofon - by celowo zagłuszyć nagranie jakiejś wypowiedzi Sawickiej - to taki dowód "podlegałby dyskredytacji". Prok. Maćkowiak replikował, że "należałoby wykluczyć prawdopodobieństwo, że jakiekolwiek nagrania zostały przez kogokolwiek zmanipulowane". Prokuratura twierdziła, że nawet bez odcyfrowania tego, co w nagraniach jest nieczytelne, można uznać winę obojga oskarżonych.

W początkach 2009 r. sąd postanowił zwrócić sprawę prokuraturze by powołała biegłego z dziedziny fonoskopii - aby zbadał czy nagrania CBA nie zostały zmanipulowane. Decyzję tę uchylił potem Sąd Apelacyjny w Warszawie. W 2010 r. SO polecił zaś prokuraturze dostarczenie oczyszczonych przez biegłych 50 godzin nagrań z podsłuchów. Wobec zajęcia krakowskich biegłych zapisami "czarnej skrzynki" prezydenckiego tupolewa, czynność ta znacznie się przedłużyła.

Źródło: Dziennik