To nie była awaria samolotu

To nie była awaria samolotu - takie są wstępne ustalenia ekspertów Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Eksperci badają przyczyny katastrofy lotniczej w Jeleniej Górze. W wypadku lekkiego samolotu zginął 46-letni pilot. Samolot nagle runął na ziemię zaledwie 200 metrów od płyty lotniska. W sobotę komisja badała czy nie doszło do nieprawidłowości w układach sterowania. Stwierdziliśmy, że elementy układu sterowania samolotem zachowały ciągłość. Silnik samolotu pracował do końca. Tak, że raczej na chwilę obecną nie możemy uznać, że przyczyną katastrofy była awaria techniczna - mówi Ryszard Rutkowski z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.

Lot do momentu niekontrolowanego nurkowania przebiegał prawidłowo. Zachowała się korespondencja radiowa pomiędzy pilotem a kierującym lotami na lotnisku. Z tej korespondencji nie wynika, żeby pilot zgłaszał jakiekolwiek zastrzeżenia czy to z pracą zespołu napędowego, czy z układem sterowania, czy chociażby z jego samopoczuciem.

To był rutynowy tzw. oblot maszyny. Takich lotów wykonujemy dość dużo, bo każdy samolot co roku, co najmniej co roku, musi przejść takie badania, taką weryfikację. I potem ktoś z nas wsiada do samolotu i sprawdza czy wszystko w nim jest tak, jak być powinno. Czy silnik pracuje tak jak powinien, czy przyrządy pokazują tak jak powinny pokazywać - mówi Jacek Musiał, dyrektor aeroklubu jeleniogórskiego.

Pilot miał ważną licencję i badania lekarskie. Samolot był dopuszczony do oblotu technicznego zgodnie z wszystkimi przepisami.

TVP