Gazeta Wyborcza o wczorajszych wydarzeniach w JG
Strażnik więzienny, który we wtorek przez siedem godzin okupował jedną z wież aresztu w Jeleniej Górze, spędził noc z wtorku na środę w szpitalu psychiatrycznym. W środę około południa psychiatra oceni stan jego zdrowia. Na podstawie tej diagnozy prokurator zdecyduje o postawieniu zarzutów. Od wtorku lekarze zajmują sie również zdrowiem psychicznym współpracowników Krzysztofa W.
Krzysztof W. poddał się przed godziną 18 - policja nie chce zdradzić, jakie argumenty negocjatorów okazały się skuteczne. Zaraz potem do wieży wszedł Andrzej Reczka, szef Prokuratury Rejonowej w Jeleniej Górze, aby przesłuchać strażnika. Potem Krzysztof W. pojechał na konsultację psychiatryczną. Psychiatra zadecydował, że mężczyzna potrzebuje konsultacji lekarskiej, więc noc z wtorku na środę spędził w szpitalu psychiatrycznym. Edyta Bagrowska: - W ogromnym stresie od wtorku są również koledzy Krzysztofa W. Oni również wymagają specjalistycznej opieki. W środę od rana pracują z nimi policyjni psycholodzy. Zarzuty zostaną mu postawione w środę. Być może również w środę prokurator postawi zarzuty. Andrzej Reczka - Prawdopodobnie pierwszym z zarzutów będzie nadużycie uprawnień służbowych.
Krzysztof W. ma 43 lata, stopień sierżanta i dziesięcioletni staż w służbie więziennej. Mieszka w Szklarskiej Porębie z żoną i trójką małych dzieci - najmłodsza córeczka ma zaledwie dwa lata. Na początku kwietnia wrócił do pracy po miesięcznym zwolnieniu lekarskim (chorował na depresję). Dlaczego zamknął się w wieży?
Luiza Sałapa mówi o konflikcie z przełożonym, kierownikiem ochrony aresztu. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie konflikt był bardzo ostry, np. Krzysztof W. został przymusowo wysłany na badania psychiatryczne.
Rzeczniczka obiecuje, że sprawa tego konfliktu zostanie wyjaśniona. Zapewnia jednak, że Krzysztof W. nie wróci już do służby więziennej.
Mieszkańcy Szklarskiej Poręby od rana śledzili doniesienia w mediach. Ale wszyscy byli w szoku, gdy dowiedzieli się, że chodzi o Krzysztofa W.
Teresa Cichura, jedna z sąsiadek mężczyzny: - To taki spokojny człowiek. Pamiętam go jeszcze z czasów, gdy był kuratorem sądowym. Zawsze był zamknięty w sobie, nieobecny, takie "ciepłe kluchy". Nawet krzyki na sali sądowej nie robiły na nim wrażenia.
Gazeta Wyborcza