Powrót sprawy corhydronu - są prokuratorskie zarzuty

Po czterech latach od wybuchu afery corhydronowej jeleniogórska prokuratura postawiła zarzuty dwóm pracownikom Jelfy, z których winy, jej zdaniem, doszło do zamiany zawartości co najmniej 49 ampułek z lekami. Zamiast corhydronu, leku na astmę i alergię, w ampułkach znalazła się zwiotczająca mięśnie scolina. W kwietniu 2006 roku podanie niewłaściwego leku spowodowało śmierć 75-letniego mężczyzny.

Prokuratura zarzuca kierownikowi wydziału ampułek w Jelfie Markowi B. oraz jego zastępcy Andrzejowi S. nieumyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób. Obaj byli odpowiedzialni za wytwarzanie leku i kontrolę nad procesem produkcji. Tymczasem stwierdzono, że na wydziale było za mało pracowników, magazynowano obok siebie nieoznakowane fiolki z różnymi lekami, nieprawidłowo dokumentowano proces produkcji leku i nie prowadzono dokładnego rozliczania fiolek. To wszystko doprowadziło do pomyłki - oznaczenia ampułek ze scoliną jako ampułki corhydronu, w wyniku czego jedna osoba zmarła, a zdrowie i życie 16 osób było zagrożone.
- Krakowski Instytut Ekspertyz sądowych zakończył badanie wszystkich zabezpieczonych w sprawie fiolek z corhydronem o pojemności 250 mg, gdyż ustaliliśmy, że zamiana mogła nastąpić tylko w takich ampułkach - mówi prokurator Violetta Niziołek, rzeczniczka jeleniogórskiej prokuratury okręgowej. - Przebadano w sumie około 60 tysięcy fiolek. Znaleziono 32, w których zamiast corhydronu była scolina. Do tego należy dodać 17 przypadków: jeden śmiertelny i 16, w których stwierdzono powikłania na skutek podania zamienionego leku. W sumie znaleziono więc 49 ampułek z niewłaściwą zawartością.

Prokuratura postawiła podejrzanym zarzuty w październiku, na początku listopada dostała ostatnie wyniki badań z Krakowa. Sprawę ujawniła dopiero teraz, po uzupełniającym przesłuchaniu biegłej z zakresu procesu wytwarzania leków.

Podejrzani nie przyznają się do winy. Obecnie zapoznają się z materiałami śledztwa, które liczą ponad tysiąc tomów.

Przypomnimy: informacja o tym, że w niektórych ampułkach zamiast corhydronu może być scolina - lek używany głównie w szpitalach, powodujący bardzo szybkie wiotczenie mięśni (podobnie jak pavulon) - obiegła Polskę w listopadzie 2006 roku. Policja zabezpieczyła zapasy corhydronu w hurtowniach, aptekach i magazynach. Wzywano pacjentów do oddawania leku, policjanci chodzili po domach i rekwirowali specyfik. W szpitalach stosowano zamienniki. Spanikowani ludzie pytali, czy powinni się badać, bo kiedyś zażywali corhydron. Ówczesny premier Jarosław Kaczyński winą za aferę obarczył III RP. W czerwcu 2007 roku potwierdzono, że 75-latek z województwa świętokrzyskiego zmarł rok wcześniej w wyniku podania mu scoliny zamiast corhydronu. Sprawę wszczęła prokuratura w Lublinie, która w 2007 roku przekazała ją prokuraturze w Jeleniej Górze. - Nie jesteśmy w stanie określić, kiedy zakończymy śledztwo - mówi prokurator Niziołek. - To zależy m.in. od tego, czy i jakie wnioski dowodowe zgłoszą podejrzani.

Gazeta Wyborcza