Na jaką pomoc mogą liczyć gminy po powodzi

Powódź powoduje tak wielkie zniszczenia, że bez państwowej pomocy wiele gmin nie poradziłoby sobie z odbudową. Zapytaliśmy samorządowców, jak oceniają rządowe wsparcie, które dostali po kataklizmie z 1997 roku.

W całej Polsce podczas powodzi tysiąclecia zginęło 55 osób, a straty materialne szacowano na ponad 12 mld zł. Dach nad głową straciło 7000 ludzi, zniszczonych zostało m.in. 4000 mostów i ponad 14 tys. km dróg. Dolny Śląsk ucierpiał najbardziej. Na dodatek rok później zalane zostały kolejne miejscowości.

Na szczęście rodziny i gminy mogły skorzystać z rządowych programów pomocowych. - Wsparcie dla prywatnych osób, których gospodarstwa ucierpiały, było absolutnie niewystarczające - ocenia Bogdan Kożuchowicz, burmistrz Świebodzic. - Gminy dostały środki na odbudowę infrastruktury, też niewielkie. Ważne jednak, że się pojawiły.

Dziś w Świebodzicach nie widać już skutków powodzi tysiąclecia. To jednak - jak zaznacza burmistrz. - głównie zasługa działań gminy. Państwowa pomoc ograniczyła się do naprawy największych szkód. Z pozostałymi samorząd radził sobie sam.

- Myślę, że dopiero wydarzenia 1997 r. pokazały, że potrzebne jest zarezerwowanie dużych środków na wypadek wylania rzek - ocenia Bogdan Kożuchowicz. - Kiedy więc w 2002 r. ponownie nawiedziła nas powódź, mogliśmy liczyć na większe wsparcie.

Bogdan Kożuchowicz przyznaje jednak, że po 1997 r. wiele zmieniło się na korzyść, np. uregulowano rzeki i zabezpieczono najbardziej newralgiczne miejsca, które w razie ponownego wylania rzek ucierpiałyby najbardziej.

Z rządowej pomocy bardzo zadowolone są władze Janowic Wielkich (powiat jeleniogórski). Wójt Jerzy Grygorcewicz pełnił tę funkcję także w czasie powodzi stulecia. Wspomina, że jego gmina zawdzięcza dużo zwłaszcza unijnemu programowi "Odbudowa" (z funduszu PHARE). Do końca 1999 r. w całej Polsce skorzystało z niego ponad 660 gmin, które zyskały razem 1,5 mld zł. Na Dolnym Śląsku pieniądze otrzymało aż 65 gmin (najwięcej w całym kraju). "Odbudowa" dała nam prawie 110 mln zł.

- Mieliśmy spore zniszczenia, ale na nic nie zabrakło pieniędzy - zapewnia Jerzy Grygorcewicz. - Nie możemy narzekać. Wyremontowaliśmy uszkodzone drogi i most, a zalaną szkołę nawet zmodernizowaliśmy. Wszystko wróciło do normy.

W gminie Szczytna (powiat kłodzki) udział środków zewnętrznych w kosztach usuwania szkód po powodzi w 1997 r. szacuje się na ok. 60 proc. - Przy czym mówimy o wszystkich szkodach i wszystkich podjętych działaniach - mówi Wiesław Tracz, zastępca burmistrza. - Gdybyśmy brali pod uwagę tylko te najpoważniejsze straty, to wówczas można powiedzieć, że pomoc państwa w 90 proc. sfinansowała ich naprawę.

Wiceburmistrz zastrzega jednak, że naprawa niektórych zniszczeń trwała nawet trzy lata. Najczęściej szybko naprawiano te drogi czy mosty, które zostały całkowicie zniszczone albo nie dało się przez nie przejechać. Te w lepszym stanie musiały zaczekać.

Na 20 mln zł oszacowano szkody po powodzi tysiąclecia w Międzylesiu, gminie w powiecie kłodzkim. - Zyskaliśmy spore wsparcie - mówi burmistrz Tomasz Korczak. - Wyremontowaliśmy drogi i mosty, a nawet wybudowaliśmy dom dla powodzian. Jesteśmy narodem, który lubi narzekać, ale ja nie zamierzam.

Nie wszystko zostało jednak załatwione. Np. w kilku miejscowościach nadal nie uregulowano Nysy Kłodzkiej. - Jestem pewien, że gdyby znalazły się na to środki, to w czasie tegorocznej powodzi nie ucierpiałoby tak wielu mieszkańców - mówi burmistrz.

Gazeta Wyborcza Wrocław