Niepewna przyszłość obserwatorium
Część uszkodzonej konstrukcji nadal opiera się na śniegu i dachach dwóch pozostałych dysków, co grozi zniszczeniem całego budynku.Górny dysk wysokogórskiego obserwatorium meteorologicznego na Śnieżce złamał się 9 marca. Pierwsi na miejscu katastrofy byli przedstawiciele Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej oraz rzeczoznawcy z Politechniki Wrocławskiej. Mieli ocenić, czy praca w środkowej części budynku jest bezpieczna. Górna i dolna zostały zamknięte kilka dni wcześniej, gdy popękały ściany i podłogi obserwatorium. Ewakuowano wtedy siedem osób: pracowników stacji i osoby z restauracji.
Na szczycie góry specjalistów zaskoczył niespodziewany widok - spostrzegli, że najwyższy talerz obserwatorium złamał się na pół. Część konstrukcji leżała na śniegu, opierając się o dach środkowego dysku.
Decyzja o rozbiórce dysku zapadła w zeszłym tygodniu - po wstępnej ekspertyzie nadzoru budowlanego. Specjaliści uznali, że bez tego - przy silnym wietrze i topniejących masach śniegu - całemu budynkowi grozi zawalenie. We wtorek Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej zlecił wykonanie projektu rozbiórki złamanego dysku, żeby ratować dwa pozostałe. Nie wiadomo jednak, jak długo trzeba będzie poczekać na rozbiórkę.
- Nie wiemy jeszcze, w jaki sposób zostanie to zrobione i jakie będą koszty tego przedsięwzięcia. Jeśli wysokie, czeka nas rozpisanie przetargu na wykonawcę - mówi Łukasz Legutko, rzecznik prasowy IMGW.
Dostęp do budynku nadal utrudniają też warunki pogodowe. - Wiatr jest bardzo silny. A obciążenie szadzią coraz większe. Tylko na dachu kaplicy św. Wawrzyńca szadź ma ponad metr grubości. Lepiej będzie dopiero pod koniec maja - przestrzega Przemysław Tołoknow, zastępca dyrektora Karkonoskiego Parku Narodowego.
Nieoficjalnie wiadomo, że znalazła się już firma alpinistyczna, która podejmie się demontażu dysku nawet przy obecnej pogodzie. Części uszkodzonej konstrukcji mają być przeniesione do Karpacza za pomocą śmigłowca. Jacek Radwan, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Jeleniej Górze: - To niełatwe zadanie. Najpierw zapewne trzeba będzie wciągnąć na górę rusztowania. Do tego prawdopodobnie posłuży helikopter, bo na górę nie można wjechać ciężkim sprzętem ani nawet większym samochodem.
Specjaliści IMGW we wtorek wrócili do pracy w środkowej i dolnej części budynku. Legutko: - Zespół ekspertów stwierdził, że pracownikom stacji nie grozi niebezpieczeństwo. Już wcześniej kilka razy dziennie przychodzili do obserwatorium, by prowadzić badania. Stacja normalnie więc funkcjonuje, choć obserwatorzy większą część dnia spędzają w schronisku po czeskiej stronie szczytu.
Zarząd Karkonoskiego Parku Narodowego przypomina jednak, że pozwolenie na wejście do budynku mają tylko osoby do tego upoważnione. - Zakaz zbliżania się do obiektu i zamknięcie szlaków turystycznych na Śnieżkę od polskiej strony będzie obowiązywał do momentu usunięcia i zabezpieczenia ruchomych części budynku. Przy silnym wietrze zagrożenie jest bardzo duże. Turystom przypominają o tym tablice i taśmy - mówi Tołoknow.
Przyznaje jednak, że turyści lekceważą zagrożenie: - Nie mamy też żadnego wpływu na czeską stronę, gdzie przez cały czas czynny jest wyciąg krzesełkowy z Pecu pod Śnieżką na sam szczyt góry.
Wkrótce po katastrofie władze IMGW zapowiadały odbudowę uszkodzonego dysku, a dyrektor naczelny IMGW Mieczysław Ostojski zapewniał, że zrobią wszystko, by przywrócić budynkowi jego dawną świetność. W ostatni wtorek rzecznik Legutko mówił jednak: - Bardzo możliwe, że z odbudowy górnego dysku jednak zrezygnujemy w obawie, że ponownie może dojść do katastrofy budowlanej. Ze wstępnych ustaleń wynika, że ta konstrukcja budowlana nie wytrzymała górskich warunków. Odtwarzanie czegoś, co nie zdało egzaminu, nie ma żadnego sensu.
W weekend pod obserwatorium gromadziły się rzesze gapiów. Podchodzili niebezpiecznie blisko, żeby sfotografować budynek: - Kto wie, może to jego ostatnie zdjęcie? - mówili.
Gazeta Wyborcza