Rozmowa z Grzegorzem Borowym, drugim trenerem Karkonoszy
Grzegorz Borowy rozpoczął sezon na stanowisku trenera Polonii-Stali Świdnica, zrezygnował po sześciu meczach. Do końca roku 2024 odpoczął od seniorskiego futbolu, zimą dał się przekonać zarządowi Karkonoszy, gdzie zaangażowano go do sztabu trenera Sławomira Majaka w roli jego asystenta. Współpraca się układa, a biało - niebiescy grają najlepszy sezon w XXI wieku.
Zanosi się, że sezon 2024/2025 zakończysz ze spadkiem na koncie. Nie mówię o Karkonoszach Jelenia Góra, mam na myśli Polonię-Stal Świdnica, której sytuacja w Koleje Dolnośląskie IV lidze robi się coraz gorsza, prowadziłeś ten zespół w pierwszych sześciu kolejkach.
GRZEGORZ BOROWY: - Wracając do tamtego okresu trzeba trochę pogrzebać w historii, bo biorąc pracę po spadku Polonii-Stali z III ligi miałem zapewnienia, że klub chce wrócić do niej w przeciągu kilku sezonów. Takie były moje ambicje, jak i miejsce dla klubu z ponad 50-tysięczenego miasta. W pierwszym sezonie zajęliśmy trzecią lokatę w IV lidze, później piątą, a w poprzednim sezonie dwunastą. Właśnie sezon 2023/2024, w którym walczyliśmy do ostatnich kolejek, aby uniknąć baraży o utrzymanie w lidze, w dużej mierze miał wpływ na moją decyzję. Mówiąc krótko, nie chciałem przeżywać tego samego przez kolejny rok. Nerwy, stres, i zapętlenie w coraz większą ilość pracy, a mało z tego było efektów na boisku. To było za dużo dla świdniczan i ambitnego trenera wywodzącego się z tego klubu.
Zdobyliście jeden punkt w tych meczach, choć terminarz w tym okresie nie był trudny, przynajmniej tak można się sugerować, gdy dzisiaj spojrzy się w tabelę, gdzie te drużyny w większości są w dolnej połówce. Zapewne analizowałeś nie raz dlaczego tak się stało, jakie wnioski?
- Doprecyzujmy, Piast Żmigród czy Iskra Księginice to zespoły z czołówki. Z drugiej strony nie graliśmy z nikim z dołu tabeli. Jeśli chodzi o analizę, to tak, oczywiście robiłem ją. Jak już mówiłem, ja do swojej pracy nie mam zbyt wielu zastrzeżeń, wręcz przeciwnie, im gorzej szło, tym tej pracy było więcej. Na warunki IV-ligowego klubu przygotowywałem analizy dwóch - trzech poprzednich spotkań rywali, mieliśmy zawsze plan na dany mecz. Schematy stałych fragmentów drużyny przeciwnej oraz swoje przygotowanie pod danego rywala. Przyczyn problemu należy szukać głębiej, nie da się grać o najwyższe cele, jeśli co rundę trzeba restrukturyzować zespół o sześciu - ośmiu nowych zawodników. Średnia wieku drużyny spadała o dwa - trzy lata co rundę. Zawodników na rynku, którzy nie byli jeszcze w Świdnicy było po prostu mało i klub dobił do ściany, z którą w tym sezonie się zderzył.
Współpraca z pierwszym zespołem zakończyła się z twojej inicjatywy czy klubu?
- To była tylko i wyłącznie moja decyzja. Oczywiście była sporym zaskoczeniem w środowisku, bo mało kiedy trener rezygnuje z pracy. Myślę, że ludzie w klubie też byli zaskoczeni, również sami zawodnicy nie kryli zdziwienia w pierwszym momencie. Po kilku dniach spotkałem się z całą drużyną i wtedy wielu chłopaków zrozumiało moją decyzję.
Właśnie w Świdnicy pożegnano się z Rafałem Markowskim, który przejął drużynę po tobie od siódmej kolejki. Liczyłeś, że lepiej mu pójdzie?
- Jeszcze po moim odejściu klub zakontraktował nowego piłkarza. Przed zespołem były spotkania ze Spartą Grębocice, Bielawianką Bielawa czy Orłem Mysłakowice. W zimie standardowo wymieniono następnych zawodników. Nie mnie oceniać dalsze wyniki i grę, zostawmy to stwierdzeniem - "masz rower to pedałuj".
Teraz zespół przejął trener Marcin Domagała, zdoła utrzymać IV ligę w Świdnicy?
- Znam trenera Domagałę osobiście, podobnie jak trenera Markowskiego. Nie będę nic prorokował, ale podjęli się trudnej misji. Teraz strata do samych miejsc barażowych wynosi osiem punktów, co i tak nie powinno być miejscem dla klubu ze Świdnicy.
Teraz masz już inne zmartwienia, w trakcie przerwy zimowej podjąłeś się roli drugiego trenera Karkonoszy. Długo dałeś się przekonywać trenerowi Sławomirowi Majakowi i władzom klubu, do przyjęcia posady w Jeleniej Górze?
- Szczerze mówiąc w pierwszym momencie nie byłem do końca przekonany. Rozmowy trwały i widziałem zaangażowanie klubu i chęć, abym do niego dołączył. Z trenerem Sławomirem Majakiem spotkałem się bezpośrednio pierwszego dnia pracy.
Jak układa się współpraca z trenerem i zawodnikami? Obserwując treningi biało - niebieskich wydaje się, że twoja rola podczas nich jest bardzo duża.
- Z trenerem szybko złapaliśmy dobry kontakt, ciągniemy wózek razem. Uzupełniamy się i dużo rozmawiamy. Trener jest bardzo otwarty na moje pomysły i sugestie, co jest dla mnie bardzo ważne, bo nie chciałbym mieć marginalnej roli w procesie treningowym. Jestem odpowiedzialny za analizę przeciwnika, naszych spotkań oraz często za prowadzenie jednostki treningowej. Trener Majak domyka to klamrą i myślę, że drużyna jest zadowolona z takiej postaci rzeczy.
Rundę rozpoczęliście zwycięstwem z Unią Turza Śląska, później zremisowaliśmy w Bytomiu Odrzańskim 3:3. Mecz, w którym działo się sporo i miał swoje okoliczności, ale jak się spojrzy na późniejsze wyniki Odry, to chyba jednak wynik był stratą dwóch punktów?
- Pierwsze kolejki po zimie są zawsze zaskakujące i każdy zespół zaczyna z czystą kartką. Właśnie ten mecz w Bytomiu Odrzańskim należał do dziwnych. Straciliśmy kuriozalne bramki i musieliśmy gonić wynik, na domiar złego w osłabieniu po czerwonej kartce dla Igora Stańczaka. Suma summarum zremisowaliśmy, a mieliśmy nawet okazje, żeby wygrać ten mecz. Z jednej strony strata dwóch punktów, z drugiej pokazanie charakteru i ambicji zawodników w odrabianiu strat mimo przeciwności.
Ponieśliście w tej rundzie dwie porażki, obie na wyjazdach, z liderem Śląskiem II Wrocław i Podlesianką Katowice. Wydaj się, że mecz z katowiczanami to chyba jedyny w tej rundzie, gdzie można powiedzieć, że rywal był po prostu lepszy i wziął punkty zasłużenie. We Wrocławiu mam wrażenie, że można było ugrać więcej?
- Podlesianka w pełni zasłużyła na zwycięstwo. Nie zrobiliśmy w tym meczu nic, aby wynik mógł być dla nas korzystny. Jedynym wytłumaczeniem jest to, że pojechaliśmy tam bez podstawowych zawodników, a na ławce było tylko czterech juniorów. Do tego w 55 minucie czerwoną kartkę otrzymał Mateusz Cyrek. Natomiast ze Śląskiem II prowadziliśmy, a mecz był wyrównany. Niestety później stały fragment i znowu kuriozalny błąd, który kosztował nas porażkę. Szkoda...
Najsłabsze spotkanie tez wiosny to bezbramkowy remis ze Stilonem Gorzów?
- Patrząc na tabelę można tak powiedzieć. Analizując ten mecz od podszewki, trzeba pamiętać, że Stilon był po zmianie trenera i przyjechali do nas po dwóch zwycięstwach z rzędu w lidze i jednym w pucharze. Do tego mecze ze Stilonem w Jeleniej Górze mają szerszy kontekst z masą kibiców na trybunach. Na boisku ani my, ani rywale nie mieliśmy wielu okazji do zdobycia bramek. Było dużo walki i zaangażowania, więc drużyny podzieliły się punktami.
Kilka dni później w Sułowie zagraliście już zupełnie inne zawody. Śmiem twierdzić, że Barycz dawno nie miała tak dużych problemów na swoim boisku, szkoda, że nie przekuło się to na awans do finału Jaxan Dolnośląskiego Pucharu Polski.
- Przygotowując analizę Baryczy wiedzieliśmy, że nie przegrali meczu u siebie od listopada 2023, a po drodze grali tam pucharowe mecze z rezerwami Lecha Poznań, czy Śląska Wrocław. Mieliśmy przewagę optyczną, graliśmy naprawdę dobre zawody, ale zawiedliśmy w rzutach karnych. Bardzo szkoda, bo myślę, że miasto i klub czeka na jakiś fajny mecz u siebie z klubem, który gra w wyższej lidze. Wiemy, że najkrótsza droga do takiego wydarzenia wiedzie przez Puchar Polski.
Jedenaście goli w dziesięciu wiosennych meczach to chyba trochę mało jak na drużynę aspirującą do miejsca w czołówce?
- Praktycznie jedna bramka na mecz, fakt trochę mało. Szukamy rozwiązań, aby tą średnią powiększyć. Z drugiej strony poprawiliśmy grę w defensywie, u siebie jeszcze nie straciliśmy bramki. Są plusy i minusy takiego dorobku.
Tak jak jesienią nadal większość bramek zdobywa Marcin Przybylski. Mieć takiego zawodnika w drużynie to skarb, z drugiej strony rywal dostaje jasne wskazówki kogo trzeba wyłączyć z gry i często wydaje się, że Karkonosze nie mają pomysłu na zdobywanie bramek w inny sposób. Jak uważasz?
- Na pewno przeciwnicy uważają na Marcina, ale też nie podnosiłbym tego do nie wiadomo jakiej rangi. To już nie te czasy kiedy przeciwnik dawał plaster danemu zawodnikowi i biegał za nim po całym boisku. Pracujemy i wierzymy w to, iż inni zawodnicy też będą strzelać bramki. Wracając do Marcina, wszyscy będziemy się cieszyć z tego jeśli wygra klasyfikację strzelców w Betclic III lidze. Upieczemy dwie pieczenie, on będzie zadowolony, a jego trafienia pomogą zespołowi zdobywać punkty.
Zimą wielu zawodników KSK w swoich wypowiedziach wierzyło, że włączycie się wiosną do walki o miejsce barażowe, teraz to już wydaje się niemożliwe. Czwarta lokata to chyba maksimum, co można ugrać?
- Tonowaliśmy te wypowiedzi na starcie. Wiara i ambicja są bardzo ważne w sporcie, jednak powoli i spokojnie. W tamtym sezonie Karkonosze były na dwunastym miejscu z dorobkiem 41 punktów. Teraz mamy 47 i jesteśmy na szóstej lokacie. Można powalczyć o czwarte - piąte miejsce, lecz realnie analizując trzeba zauważyć, iż liga jest niezwykle wyrównana. Patrząc na II ligę, większość zespołów gra tam o utrzymanie lub walczy o baraże. Wracając na nasze podwórko, Miedź II, która jest wiceliderem zremisowała siedem spotkań, zanotowała też pięć porażek, co pokazuje, że w tej lidze decydują niuanse. Walczymy dalej i zobaczymy ja to wszystko się ułoży na koniec sezonu.
rozmawiał Piotr Kuban