Karkonosze za burtą pucharowych rozgrywek

Tak jak przed rokiem pucharowa konfrontacja Baryczy z Karkonoszami zakończyła się remisem i o losach awansu zdecydowały rzuty karne. Bohaterem serii "jedenastek" okazał się Dominik Budzyńśki, który obronił cztery strzały jeleniogórzan i zapewnił swojej drużynie miejsce w wojewódzkim finale, co pozwoli sułowianom bronić wywalczonego rok temu trofeum.
Gospodarze rozpoczęli zawody z dużym respektem dla gości, oddając im pole. Mimo lekkiej przewagi Karkonoszy to Barycz otworzyła wynik. Piłkę z rzutu wolnego ostro dośrodkował Kotowicz, a mającego problemy z jej opanowaniem Kukulskiego uprzedził Łuczak. Wynik nie zmienił się już do przerwy, choć jeleniogórzanie szukali gola. Zdecydowanie mocniej goście przycisnęli po zmianie stron, bardzo groźny był Przybylski, Budzyński bronił też strzały Radziemskiego. W 59 minucie padło wyrównanie, Przybylski przejął piłkę na 35 metrze, minął dwóch rywali i "fałszem" pokonał bramkarza Baryczy. Strzał był oddany z ponad 20 metrów, a piłka wpadła idealnie w okienko. Nie ma stadionu na świecie, gdzie takie trafienie nie wywołałoby uznania wśród kibiców. Ostatnie pół godziny to dobry, szybki mecz ze wskazaniem na III-ligowców, jednak remis 1:1 utrzymał się do końca. Konkurs rzutów karnych to osobna karta w historii dolnośląskich pucharowych rozgrywek, bowiem Budzyński niczym Ducadan w legendarnym finale Pucharu Europy FC Barcelona - Steaua Bukareszt, obronił wszystkie strzały rywali i zapewnił swojej drużynie awans do ścisłego finału. - Jeżeli chodzi o same spotkanie, to uważam, że graliśmy bardzo mądrze i konsekwentnie. Czekaliśmy na swoje sytuacje i to doprowadziło do otwarcia wyniku meczu. Wiadomo, podczas spotkania są różne fazy i też mieliśmy trudniejsze momenty, ale jako zespół pokazaliśmy ogromną determinację, co nam przyniosło awans do półfinału - mówi Dominik Budzyński. - Nie ma złotego środka na bronienie rzutów karnych, po prostu trzeba czasem zaryzykować, trochę sprowokować i przeczytać strzelca. Przy okazji mieć troszkę szczęścia, akurat do mnie się dzisiaj uśmiechnęło. Nigdy nie miałem takiej sytuacji, że udało mi się obronić wszystkie karne. Cieszę się, że czegoś takiego doświadczyłem - podsumował bramkarz Baryczy. - W początkowej fazie mecz był wyrównany, po stracie bramki przejęliśmy kontrolę i doprowadziliśmy do remisu. Z przebiegu gry byliśmy drużyną lepszą, zdominowaliśmy przeciwnika, ale nie przełożyło się to na zdobycie zwycięskiego gola. Niestety konkurs rzutów karnych skończył się dla nas bardzo niekorzystnie, wykonanie "jedenastek" pozostawia wiele do życzenia - skomentował Jakub Firmanty.
W środę (16 kwietnia, godz. 17:00) drużyna Tomasza Horwata pozna drugiego finalistę, którego wyłoni konfrontacja w Woliborzu, gdzie Słowianin zmierzy się z Miedzią II Legnica.

BARYCZ SUŁÓW - KARKONOSZE JELENIA GÓRA 1:1 (1:0), k. 2:0

Bramki: 1:0 Łuczak (20), 1:1 Przybylski (59).
Rzuty karne: x Przybylski, 1:0 Bogusławski, x Kocot, x Wdowiak, x Bezpalec, 2:0 Caliński, x Cieślik.
Żółte kartki: Kotowicz, Tomaszewski.
Sędziowali: Kasprzyk oraz asystenci Szczyrbaty i Jankowski, techniczny Kołodka.
Widzów: 600.

BARYCZ: Budzyński - Bogusławski, Grzelczak, Łuczak (75 Smektała), Caliński, Wdowiak, Tomaszewski, Kotowicz (75 Bąk), Gil (60 Stempin), Kuźma (60 Kacprzak), Bachta.
KARKONOSZE: Kukulski - Kocot, Radziemski (80 Ratajski), Niemienionek (27 Firmanty), Pojasek, Przybylski, Maciejewski, Klimek, Maślak (60 Fediuk), Nechyporenko (76 Cieślik), Bezpalec.

Piotr Kuban