Rozmowa z Błażejem Klimkiem, zawodnikiem Karkonoszy Jelenia Góra
Latem Błażej Klimek spakował torbę i opuścił Jelenią Górę z planami, by powrócić na szczebel centralny, do II ligi, gdzie reprezentował już Elanę Toruń, Błękitnych Stargard, czy Skrę Częstochowa. Niespodziewanie wrócił i nadal zakłada koszulkę Karkonoszy. Wywalczył sobie mocne miejsce w składzie, zarówno u trenera Jacka Kołodziejczyka, jak i jego następcy Sławomira Majaka. Wierzy, że pod kierunkiem tego ostatniego jeleniogórzanie wiosną powalczą o czołowe miejsca, być może nawet druga lokatę, która gwarantuje baraże.
Rok kończyliście w Zabrzu, mecz z Górnikiem II zakończył się remisem 2:2, ten wynik to strata dwóch punktów czy zysk jednego?
BŁAŻEJ KLIMEK: - W Zabrzu mimo wszystko straciliśmy dwa punkty. Przez 60 minut spotkania mieliśmy totalną kontrolę nad meczem. Nie przypominam sobie spotkania, w którym tak zniwelowalibyśmy atuty przeciwnika. Po godzinie gry wyglądało to tak jakbyśmy siedli fizycznie i nie byli w stanie nadążyć za rywalem. Powinniśmy jednak patrzeć na to z takiej perspektywy, iż mieliśmy wszystko co trzeba, aby ten mecz wygrać. Jeżeli chcemy coś znaczyć, musimy w takich spotkaniach dowozić wynik za wszelką cenę.
Wygrana dałaby Karkonoszom 31 punktów i szóstą lokatę w tabeli grupy trzeciej Betclic III ligi. Jest jednak miejsce siódme i 29 punktów, to wynik na miarę możliwości twoich i kolegów, czy mogło być lepiej?
- Drużyna jest na pewno dużo mocniejsza niż w poprzedniej rundzie. Z mojej perspektywy najważniejszy będzie okres przygotowawczy, aby rywalizować z drużynami górnej części tabeli musimy być bardziej intensywni. Jeśli dobrze się przygotujemy, złapiemy wizję trenera, to uważam, iż stać ten zespół na powędrowanie do góry o parę miejsc wyżej. Posiadamy odpowiednią jakość piłkarską, żeby w tej lidze nie bać się nikogo. Wiosną po prostu musimy, co tydzień chcieć inkasować kolejne trzy punkty. Jeżeli zbudujemy serię, wierzę, że możemy jeszcze zaskoczyć. Ten sezon daje możliwość gry w barażach o Betclic II ligę, do tego miejsca brakuje nam osiem punktów, ale myślę, iż nie mamy nic do stracenia. Wiosną z pewnością będzie się dużo działo, wierzę, że z korzyścią dla Jeleniej Góry.
Punktów w jakim meczu szkoda najbardziej? Mój typ to Gorzów Wielkopolski, gdzie do przerwy powinniście prowadzić trzema, czterema bramkami, a wróciliście do Jeleniej Góry z pustymi rękami. Ciekawe jestem twojej opinii?
- Do Gorzowa dodałbym ten ostatni z Górnikiem II Zabrze. Faktycznie grając ze Stilonem w pierwszej połowie mieliśmy multum sytuacji. Rywal nie powinien mieć pretensji gdybyśmy prowadzili tam po 45 minutach 3:0. Nie udało się i jak to bywa w takich spotkaniach, przeciwnik wykorzystał co miał i wygrał 2:1. O meczu w Zabrzu już rozmawialiśmy więc nie będę się powtarzał. Przed nami dużo pracy, żeby takie mecze jak wyżej wspomniane padały naszym łupem. Jeśli tak się stanie to znaczy, że idziemy w dobrą stronę.
Jesteś w stanie wytłumaczyć waszą dyspozycję w meczach z MKS Kluczbork, Pniówkiem Pawłowice, czy Cariną Gubin? Zero punktów, zero okazji bramkowych i worek goli po stronie strat. Futbol w tym okresie chyba nie sprawiał wam przyjemności?
- Ciężki czas, chyba dla całego klubu... Trudno racjonalnie wytłumaczyć dlaczego te mecze tak wyglądały. Pierwsze minuty w Pniówku nie wskazywały, że będziemy mieli jakikolwiek problemy, jednak po straconej bramce wszystko się posypało. Mecz z Kluczborkiem to chyba kulminacja wszystkiego co najgorsze w naszym wykonaniu. Niestety we wspomnianych meczach byliśmy źle dysponowani, można powiedzieć, jakby "coś" zabrało nam wiarę w nasze umiejętności. Po prostu nie byliśmy drużyną na boisku. Teraz już nikt nie chce o tym kryzysie pamiętać, ważne, że udało nam się z niego wybrnąć. Może nie w wielkim stylu, ale mozolnie punkt po punkcie. Trzeba szczerze powiedzieć, ze w tych trzech spotkaniach powróciły demony z rundy wiosennej i baliśmy się, że złapiemy bardzo złą serię, która postawiłaby nas w bardzo trudnej sytuacji. Dzisiaj jesteśmy na siódmym miejscu, pełni nadziei na następną rundę i jeśli dobrze ruszymy, wierzę, że będziemy bili się o wysokie miejsca. Chciałbym, abyśmy trochę namieszali w tej lidze.
Serię porażek zakończyliście w Goczałkowicach Zdroju gdzie bezbramkowo zremisowaliście z LKS, co nie uchroniło jednak trenera Jacka Kołodziejczyka przed dymisją. Byłeś zaskoczony tym faktem?
- Po dwóch wysokich porażkach dochodziły do nas różne głosy. Szatnia zaczęła się spodziewać tego, że może się coś wydarzyć. Szacunek dla trenera Jacka Kołodziejczyka, że do ostatniego treningu i meczu dawał z siebie sto procent, to pokazuje klasę człowieka. Czy byłem zaskoczony? Nie do końca, wszyscy czuliśmy, że bez względu na wynik w Goczałkowicach Zdroju taka zmiana może nastąpić. W imieniu drużyny wypada jeszcze raz podziękować za wszystko co dla nas zrobił. Codziennie razem ze sztabem szkoleniowym dawali sto procent, aby było tutaj jak najlepiej. Dało się wyczuć, ze trenerzy po prostu kochają ten klub i chyba wszyscy życzymy im, żeby pokazali swoją wartość bez względu na to gdzie się znajdą.
Trener Majak chyba ogarnął temat? Przestaliście przegrywać, wygraliście dwa mecze, w tym na wyjeździe z Górnikiem Polkowice, co zaskoczyło wielu kibiców. W pięciu meczach zdobyliście dziewięć punktów, a mogło być jeszcze lepiej gdyby nie strata punktów w Zabrzu.
- Tak, trener Majak wszedł do szatni, porozmawiał z nami i zaczęliśmy od podstaw. My jako drużyna zazwyczaj czujemy z jakimi brakami się borykamy. Trener dał nam wolną rękę i chciał, żebyśmy o tym z nim i sztabem rozmawiali. Najbardziej cieszyłem się, że wnioski są podobne do tego co przynajmniej ja czuję, ale myślę też, ze i paru innych chłopaków z boiska. Wprowadziliśmy korekty, nie były to nie wiadomo jakie zmiany, ale efekty przyszły. Nie mogę doczekać się przygotowań zimowych, bo wierzę, że skoro takie zmiany przyniosły efekt, to po przepracowaniu całego procesu będziemy fizycznie i taktycznie przygotowani, żeby przeciwstawić się każdemu. Powtórzę to jeszcze raz, naprawdę pokładam duże nadzieje w trenerze, tej drużynie i całej przyszłej rundzie.
W ciągu roku pobytu przy Złotniczej 12 miałeś okazję pracować już z trzema trenerami. Pokusisz się o porównanie Jacka Kołodziejczyka, Zbigniewa Smółki i Sławomira Majaka?
- Nie chciałbym za bardzo porównywać trenerów do siebie, każdy ma na pewno swój warsztat i było to czuć od samego początku współpracy. Trener Kołodziejczyk jest z Jeleniej Góry i przeżywał to wszystko podobnie jak zawodnicy. Jest szkoleniowcem z fali młodych trenerów, którzy chcą grać odważnie i się tego nie boją. Trener Smółka przyszedł w moim mniemaniu w idealnym momencie i wywiązał się ze swojego zadania w stu procentach. Miał u nas olbrzymi szacunek, od początku do końca wiedzieliśmy co mamy robić i staraliśmy się to realizować. Trzeba sobie powiedzieć, że w tamtym momencie potrzebowaliśmy wstrząsu i go dostaliśmy. Dzięki temu możemy rozmawiać dzisiaj o III lidze, o tym czy wiosną będziemy w stanie zaatakować wyższe pozycje, a nie walczyć tylko o środek tabeli, czy utrzymanie. Myślę też, ze wprowadził w klubie trochę więcej profesjonalizmu, jedyne czego zabrakło to zwycięstwo w finale Jaxan Dolnośląskiego Pucharu Polski z Baryczą Sułów. Wtedy ten okres wspominałoby się jeszcze lepiej, bo w lidze mogliśmy tylko marzyć o utrzymaniu. Jeśli chodzi o trenera Majaka wydaje się być bardzo wyważoną osobą. Potrafi rozróżnić momenty, w których jest czas na żarty, a kiedy trzeba ostro pracować. Ma bardzo dobre podejście w relacjach czysto ludzkich, co nie przeszkadza mu od nas dużo wymagać. Ponadto bardzo często przypomina nam o naszej wartości w sensie drużyny, co pozwala budować pozytywną atmosferę w całej szatni i mam nadzieję, że dalej będziemy zmierzali w tym kierunku.
Cofnijmy się do końcówki poprzedniego sezonu. Pożegnałeś się, zdałeś sprzęt i planowałeś chyba swoją karierę w innym miejscu? Jak to się stało, że dalej jesteś w Karkonoszach?
- Tak było, po zakończeniu tamtego sezonu czułe, że odbudowałem się po kontuzji i jestem w stanie powrócić na szczebel centralny. Z różnych względów ostatecznie nie było mi to dane. Pamiętam rozmowę, w której obiecałem zarządowi, iż jeśli będę nadal grał w III lidze to wrócę do Karkonoszy. Cieszę się, że szybko się dogadaliśmy i dostałem zaufanie na kolejny sezon. Może ta runda nie była wybitna w moim wykonaniu, ale druga będzie o wiele lepsza, jestem o tym przekonany.
Jelenia Góra to fajne miejsce do życia, dobrze się tu czujesz?
- Miasto jest dosyć urokliwym miejscem, jest tu wszystko czego potrzeba, jednocześnie jest dość spokojne, co pozwala się skupić na piłce. Troszkę obawiam się zimy, bo wiem, ze najcieplej nie będzie, ale poradzimy sobie i z tym.
Patrząc na ligowych rywali Karkonoszy, obiekty na jakich grają i trenują, baza sportowa w Jeleniej Górze należy do najlepszych na tym poziomie rozgrywek?
- Nasze główne boisko bez dwóch zdań mieści się w top trzy tej ligi, to przyjemność występować na takiej murawie, szczególnie patrząc na inne zespoły, gdzie nie zawsze wygląda to jak powinno. Myślę również, że stadion plasowałby się wysoko. Nieraz mówiłem, że cała otoczka, w której się obracamy pokazuje, iż Karkonosze mogłyby być klubem grającym ligę wyżej. Kibice, murawa, stadion, odnowa, to wszystko jest na świetnym poziomie i daje naprawdę fajny efekt. Życzę wszystkim, jak i sobie samemu, abyśmy przy Złotniczej 12 doczekali się gry na szczeblu centralnym.
Zawsze może być lepiej, co najbardziej z perspektywy piłkarze poprawiłoby warunki treningowo - meczowe?
- Myślę, że oczywistym brakiem jest boisko treningowe z naturalną płytą. W tym sezonie dosyć często trenowaliśmy na głównym placu, który powinien być przeznaczony przede wszystkim na mecze. Szacunek dla ludzi, którzy się nim opiekują, bo pomimo mocnej eksploatacji boisko cały czas wyglądało bardzo dobrze. Poza tym mamy wszystko czego nam potrzeba, naprawdę nie możemy narzekać. Niejedna drużyna w Polsce chciałaby mieć warunki takie jak mamy w Jeleniej Górze.
Patrząc na obiekt w Gubinie i wyniki Cariny, można zauważyć, że czasem nie trzeba mieć "ptasiego mleka", aby osiągać dobre rezultaty. Miejsce tego zespołu w ścisłej czołówce to największa niespodzianka rundy?
- Drużyna z Gubina zawsze była niewygodnym rywalem, posiadają dwóch - trzech czołowych zawodników w tej lidze i na tym budują zespół. Swoje miejsce zawdzięczają serii pięciu zwycięstw na koniec rundy i faktycznie są największą jej niespodzianką. Tak jak wspominałeś, pokazują, że czasami nie trzeba wiele, żeby zbudować fajny zespół. Patrząc z naszej perspektywy nie widzę wielkiej różnicy między naszym zespołem, a nimi. Warto pamiętać, że za nami dopiero osiemnaście kolejek, tu się jeszcze wiele wydarzy, dlatego do wystawiania ocen wrócimy na koniec sezonu.
W kim upatrujesz faworyta do wygrania ligi?
- Faworyt jest jeden, to Śląsk II Wrocław. Bardzo dobrze zorganizowaną drużyną jest też Kluczbork. Gdybym musiał wytypować kogoś do bezpośredniego awansu to wskazałbym na wrocławian.
Karkonosze wiosną są w stanie zdobyć więcej punktów niż jesienią?
- Karkonosze mogą i chcą zdobyć więcej punktów niż jesienią, bo kto nam zabroni marzyć. Jeśli wszystko ułoży się tak jak sobie wyobrażam, to nikt w tej lidze nie powinien być zadowolony, że za tydzień będzie musiał się mierzyć z KSK. Jak będzie życie zweryfikuje, my skupimy się na każdym kolejnym dniu w okresie przygotowawczym, a potem na każdych kolejnych trzech punktach, które są do zdobycia. Zobaczymy gdzie nas to zaprowadzi na koniec sezonu.
Kto zostanie królem strzelców i ile będzie miał goli?
- Na pewno nie Marcin Przybylski. (śmiech) Tak poważnie, oczywiści życzę mu tego i wydaje się najpoważniejszym kandydatem, żeby założyć "koronę" króla strzelców. Oby każda jego bramka dawała nam kolejne trzy punkty, wtedy wszyscy będziemy na koniec sezonu zadowoleni. Ile bramek zdobędzie? Życzę mu przebicia liczby 30 bramek i taki jest mój typ - "Cinek" z trzydziestką na czele klasyfikacji strzelców, a Karkonosze na wymarzonym drugim miejscu w tabeli!
rozmawiał Piotr Kuban