Rozmowa z Danielem Padewskim, trenerem LZS Kościelnik

Daniel Padewski jest pierwszym trenerem w historii LZS Kościelnik, który wprowadził zespół do klasy okręgowej. Jego zespół przez całą rundę wiosenną kroczył jak saper po polu minowym, bowiem czuł na plecach oddech Włókniarza Mirsk, jednak wygrywając 14 meczów z rzędu nie dał się wyprzedzić i w nagrodę, w sezonie 2024/2025 będzie rywalizować na najwyższym szczeblu rozgrywek w podokręgu DZPN Jelenia Góra.

Gratuluję, za wami świetny sezon, czego efektem pierwszy w historii klubu awans do klasy okręgowej. Kiedy zacząłeś wierzyć, że osiągnięcie ten cel?

DANIEL PADEWSKI: - Dziękuję bardzo. Po długim i ciężkim sezonie udało nam się wygrać drugą grupę jeleniogórskiej A klasy i tym samym zdobyć miejsce premiowane do klasy okręgowej. Myślę, że przełomowym momentem był mecz z Olszą Olszyna w rundzie wiosennej. Rywal był wówczas liderem, a my zagraliśmy to spotkanie na tyle poprawnie, agresywnie, ambitnie i skutecznie, aby cieszyć się ze zwycięstwa 4:2 oraz pozycji lidera. Zespół urósł po tym spotkaniu mentalnie i wszyscy uwierzyli, że możemy to zrobić.

Runda wiosenna to pasjonująca rywalizacja między wami, a Włókniarzem Mirsk. Trzeba oddać mirszczanom, że byli godnym rywalem.

- Tak, Włókniarz w rundzie wiosennej był w świetnej dyspozycji. Strzelali dużo bramek, a zarazem mało ich tracili. Po rundzie jesiennej mało kto się spodziewał, że to właśnie nasze ekipy będą do końca walczyły o awans. Napisałeś w podsumowaniu rozgrywek drugiej grupy A klasy: "Można powiedzieć, ze losy mistrzostwa rozstrzygnęły się w pierwszym meczu rundy wiosennej, bowiem Włókniarz zremisował z LZS Kościelnik 1:1, co przy równej liczbie punktów w ostatecznym rozrachunku pozwoliło mu ostatecznie wyprzedzić mirszczan" i można się z tym zgodzić. Drużyny walczące o promocję były dwie, ale awansować mogła tylko jedna. Piłka nożna momentami jest okrutnym sportem. Z tego miejsca gratuluję Włókniarzowi ambitnej postawy w całym sezonie i życzę powodzenia następnym razem.

W ostatniej kolejce graliście w Pobiednej z Fatmą, która w sezonie 2023/2024 prezentowała się nieźle. Kiedy gospodarze otworzyli wynik i wyszli na prowadzenie wdał się lekki stres? Przypomnę, że potrzebowaliście zwycięstwa.

- Czy wdał się stres? Myślę, że nie. Bardziej niepokój i myśl - czy i jak szybko zareagujemy po straconym golu. Reakcja była dość szybka, bowiem bramka wyrównująca padła chwilę po tym jak rywale objęli prowadzenie, a na 1:2 trafiliśmy jeszcze przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę. Druga część gry to już pełna dominacja i trzy kolejne bramki. Spotkanie zakończyło się wynikiem 1:5 i mogliśmy cieszyć się z upragnionego awansu.

Zimą Kwisa Świeradów Zdrój niejako sama wyeliminowała się z gry, a Olsza Olszyna też miała swoje problemy. To ułatwiło wam zadanie?

- Przed sezonem mówiło się, że nasza grupa będzie najbardziej wyrównana. Na starcie rozgrywek było sześć zespołów, które mogły powalczyć o awans. Problemy kadrowe Kwisy oraz zmiana dowodzenia w Olszy, to wątki, które z perspektywy czasu można ocenić, iż na pewno pomogły nam osiągnąć cel, ponieważ wspomniane drużyny wiosną gubiły punkty. Regularnie natomiast zaczęły punktować inne drużyny z czołówki, np. Piast Zawidów czy Fatma Pobiedna.

Wszystkie trzy porażki ponieśliście na wyjazdach i to w krótkim odstępie czasu. W rundzie jesiennej lepsi od was okazali się Olsza Olszyna, Jaśnica Opolno Zdrój i Stella Lubomierz. Najbardziej zaskakująca była chyba ta z Jaśnicą, jak ją wytłumaczysz? Krótko odnieś się również do dwóch pozostałych spotkań.

- Mecz w Opolnie Zdroju to pokaz nieskuteczności z naszej strony. Nie wykorzystaliśmy - nie przesadzę - około trzydziestu sytuacji bramkowych. Regularnie obijaliśmy słupki i poprzeczkę bramki przeciwnika, a w obronie popełniliśmy trzy karygodne błędy, które kosztowały nas porażkę 2:3. Przegrana z Olszyną na ich terenie, to również pokaz nieskuteczności z naszej strony. Olsza wykorzystała swoje okazje strzelając dwa gole, a my znów mieliśmy problem w ofensywie, stąd porażka 1:2. Natomiast spotkanie w Lubomierzu, to jedyny pojedynek, gdzie rywal strzelił nam wszystkie bramki po zbudowanych akcjach. My również stwarzaliśmy zagrożenie pod ich bramką, ale szwankowała skuteczność. Ewidentnie to nie był nasz dzień. Podsumowując te trzy porażki, był to chyba wynik lekkiej zadyszki całego zespołu i może złych decyzji z mojej strony, wynikających z rotowania składem. Przegrane pokazały nam gdzie mamy deficyty i nad czym musieliśmy popracować zimą. Solidnie przepracowaliśmy ten okres, dzięki czemu wspomniana porażka w Lubomierzu była naszą ostatnią w sezonie.

Zdobyliście 122 gole, jednak brakowało wam spektakularnego snajpera, bo 22 bramki Szymona Pietrykowskiego, to średni wynik przy 48 Mariusza Kierkiewicza z Piasta Zawidów, czy 40 Igora Dąbka z Włókniarza Mirsk. Jaki był przepis na zdobycie aż 122 trafień?

- Cała drużyna miała duży udział w zdobyciu tych 122 bramek. Strzelali prawie wszyscy, począwszy od napastników przez skrzydłowych i środkowych pomocników, na bocznych i środkowych obrońcach kończąc. Sześciu ofensywnych graczy zdobyło powyżej dziesięciu bramek, a i obrońcy dokładali swoje gole. Jest to na tyle dobre i nieobliczalne, że niedyspozycja jednej osoby w danym meczu nie miała dla nas znaczenia i nie wpływała na postawę zespołu. Jesteśmy wyrównaną ekipą, prezentującą dużą różnorodność. Myślę, że ten sezon ukształtował nas piłkarsko i staliśmy się bardziej dojrzalsi.

Kogo personalnie wyróżnisz za ten sezon, mówię o zawodnikach Kościelnika?

- Nie będę oryginalny odpowiadając na to pytanie. Wyróżnić należy cały zespół, który zapracował na historycznych awans. Duże pochwały dla naszej młodzieży, która mówiąc kolokwialnie dźwignęła ciężar mentalny i dała nam sporo jakości w ofensywie. Nie możemy też zapominać o obronie, która spisywała się bardzo dobrze, czego potwierdzeniem jest najmniej straconych bramek w historii klubu.

Nieźle szło wam również w Pucharze Polski, gdzie odprawiliście z kwitkiem m.in. KS Łomnica i Twardego Świętoszów, czyli IV-ligowca oraz czołową ekipę klasy okręgowej. Nie daliście rady dopiero Apisowi Jędrzychowice.

- Puchar Polski rządzi się swoimi prawami. Mecze rozgrywane są w tygodniu, ludzie pracuję i nie wszystkie kluby traktują rozgrywki jako priorytet. W spotkaniach z KS Łomnica i Twardym Świętoszów szansę dostali rezerwowi wspierani przez zawodników pierwszego składu. Ten układ dał mojej drużynie dobre wyniki. Pokazaliśmy, że nie jesteśmy chłopcami do bicia, wykazaliśmy się ogromną ambicją i wolą walki, a nagrodą był awans do ćwierćfinału, gdzie jednak wyższość pokazał Apis Jędrzychowice. Priorytetem dla nas była liga i walka o awans, mimo to rozgrywki pucharowe też były przyjemną piłkarską przygodą.

Teraz dużo pracy przed sezonem, nie tylko sportowej. Kościelnik jest gotowy na klasę okręgową?

- Ostatnio dużo się zmienia infrastrukturalnie na naszym obiekcie. Powstało ogrodzenie całego boiska, jesteśmy w trakcie renowacji murawy, co sprawia, iż treningi obecnie prowadzimy w Zarębie. Niedługo zostaną zamontowane barierki odgradzające kibiców od płyty boiska, a także zwiększymy liczbę krzesełek. Prace są wykonywane etapami. Ich koszty jak na możliwości naszego klubu są ogromne, dlatego nie możemy wszystkiego zrobić za jednym zamachem. Musimy sprostać wymogom licencyjnym, a zarząd na czele z prezesem pracują, abyśmy mili jak najlepsze warunki do gry.

Byłem na waszym boisku wiele lat temu i obserwując media społecznościowe rzeczywiście widzę jak bardzo zmienił się ten obiekt. Fajnie, że dbacie o niego, komu należy się największa pochwała?

- Myślę, że przede wszystkim prezesowi klubu Robertowi Opolskiemu. Stara się jak może, prężnie działa i jest super organizatorem. Do tego odpowiednio zarządza klubem, wyszukuje sponsorów i ma bardzo dobry kontakt zarówno z pierwszą drużyną, jak i zawodnikami zespołów młodzieżowych. Trzeba wspomnieć, że Kościelnik to mała miejscowość i chętnych do pracy przy klubie jest niewielu. Brakuje m.in. gospodarza obiektu, przez co sporo pracy wykonują sami zawodnicy. Chłopaki poświęcają swój prywatny czas, aby boisko w Kościelniku cieszyło oko przyjeżdżających gości. Mamy grupę naprawdę fajnych ludzi, którzy pracują na wspólne dobro.

W klasie okręgowej spodziewasz się dużego zainteresowania kibiców? Dopingują, są wierni?

- Mamy kilkudziesięciu kibiców i kilkunastu najwierniejszych, którzy jeżdżą za nami na wszystkie wyjazdy. Kościelnik jest położony blisko Lubania, więc o kibiców się nie martwię. Dobrym przykładem był mecz z Olszyną, gdzie oglądało nas blisko 400 osób, nie tylko z naszej miejscowości, ale też z całej okolicy.

Jaką drużynę zobaczą? Chcecie namieszać, czy interesuje was tylko walka o utrzymanie?

- Myślę, że zobaczą młody zespół, bo średnia wieku w poprzednich rozgrywkach wyniosła około 22-23 lat. Chcielibyśmy to podtrzymać. Liczymy, że szybko zaaklimatyzujemy się w "okręgówce" i powalczymy o lokatę dającą pewne utrzymanie. Kto wie, może sprawimy jakąś niespodziankę. Póki co przed nami wiele pracy podczas okresu przygotowawczego. Ważne, aby omijały nas kontuzje i żebyśmy mogli się cieszyć piłką nożną grając w dobrej atmosferze.

Na inaugurację Twardy, łatwo nie będzie?

- To doświadczona ekipa z piłkarzami mającymi za sobą występy na poziomie III i IV ligi. Taka drużyna zawsze jest niebezpieczna, ale jest to mecz otwierający sezon i mamy nadzieję, że przygotujemy się odpowiednio, by sprawić niespodziankę, a byłoby nią zainkasowanie pierwszych trzech punktów. Zdajemy sobie jednak sprawę, że w odróżnieniu do poprzedniego sezonu, tym razem już nie będziemy faworytem większości spotkań.

W kim upatrujesz faworytów do walki o awans?

- Raczej nie zaskoczę nikogo swoimi przewidywaniami. Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć, ale z racji dużego doświadczenia i obycia ligowego na pewno znajdzie się w tym gronie Apis Jędrzychowice, Twardy Świętoszów, do walki może się włączyć również np. Włókniarz Leśna, czy Chrobry Nowogrodziec. Niezależnie kto to będzie, życzę wszystkim udanego sezonu 2024/2025 i zapraszam na nasze mecze do Kościelnika. Dziękuję za rozmowę.

rozmawiał
Piotr Kuban