Rozmowa z Krzysztofem Makowskim, prezesem KS Łomnica
To nie był łatwy rok dla KS Łomnica. Beniaminek IV ligi sprostał wyzwaniom organizacyjnym i infrastrukturalnym, jednak poległ całkowicie na ścieżce sportowej, bowiem przez cały sezon odniósł na boisku tylko dwa zwycięstwa, przegrał natomiast 27 spotkań, tracąc w wojewódzkich rozgrywkach 140 goli. Spadek był nieuchronny, jak się okazało pociągnął również zmianę szkoleniowca i to jeszcze w trakcie trwania obecnych rozgrywek. Właśnie od tego wątku rozpoczęliśmy rozmowę z prezesem KSŁ Krzysztofem Makowskim.
Zmiana trenera na cztery kolejki przed końcem to był twój pomysł, czy decyzja Macieja Maćkowskiego?
KRZYSZTOF MAKOWSKI: - Po zakończeniu rundy jesiennej spotkaliśmy się z trenerem podczas posiedzenia zarządu, gdzie przedstawił plan działania i cel jaki zamierzał zrealizować. Zarząd przystał na zaproponowane rozwiązania, niestety boisko wszystko zweryfikowało, dlatego poinformowałem trenera, iż od nowego sezonu nie będzie odpowiadał za wyniki pierwszego zespołu KS Łomnica. Po meczu z Piastem Nowa Ruda za pośrednictwem komunikatora otrzymałem od Maćka wiadomość, iż rezygnuje on z prowadzenia drużyny.
Współpracowaliście prawie pięć lat, wystąpiło już obustronne zmęczenie materiału?
- Tak to można idealnie opisać. Pewna formuła już się wyczerpała i na tym poprzestanę. Pewne rzeczy, które dzieją się w klubie powinny w nim pozostać.
Jak zespół zareagował na zmianę trenera?
- Tutaj należałoby spytać chłopaków. Jedni byli pewni zaskoczeni, inni uznali to za naturalną kolej rzeczy.
Jesteś rozczarowany osiągniętymi wynikami? Nie ukrywajmy już przed sezonem Łomnica była upatrywana w gronie głównych kandydatów do spadku, więc cudów raczej nie można było się spodziewać.
- Oczywiście, że zdawaliśmy sobie sprawę, iż będzie to przygoda na jeden sezon. Po reorganizacji rozgrywki IV-ligowe reprezentują naprawdę wysoki poziom. Mimo to uważam, iż mogliśmy i powinniśmy ugrać coś więcej.
Osiągane wyniki, a w zasadzie ich brak, miały wpływ na atmosferę w drużynie, czy frekwencję podczas treningów?
- Przeważnie gdy brakuje wyników szybko dochodzi do jakiegoś odpuszczenia lub rezygnacji. W naszym przypadku było wręcz przeciwnie, frekwencja na zajęciach dopisywała, atmosfera również była dobra. Jedyne czego brakowało to bramek i punktów.
Uważasz, że inny szkoleniowiec mógł wycisnąć z tej drużyny więcej?
- Teraz to już tylko gdybanie, ale myślę, że przy zmianie trenera podczas przerwy zimowej, przy tej frekwencji i zapale zawodników, doświadczony szkoleniowiec mógłby ugrać więcej.
Obecnie zespół prowadzi trener Maciej Jasionowski, to rozwiązanie na długi dystans, czy tylko do końca sezonu?
- To rozwiązanie tymczasowe, Maciek Jasienowski będzie pełnił funkcję trenera do końca obecnego sezonu.
Kto zatem zostanie nowym szkoleniowcem KSŁ?
- Trwają poszukiwania nowego trenera, rozmawiamy z kilkoma kandydatami i myślę, że w czerwcu ogłosimy kto poprowadzi naszą drużynę w nadchodzącym sezonie. Póki co nie chcielibyśmy zapeszać.
Patrząc jak dzisiaj wygląda obiekt w Łomnicy, nasuwa się wyraźny przekaz, że chyba była warta zagrać w IV lidze? Bez tego bodźca pewnie wiele rzeczy długo, by się jeszcze nie zmieniło?
- Dokładnie tak, wymogi licencyjne i chęć grania dla Łomnicy sprawiły, iż wiele prac na naszym stadionie zostało wykonanych szybciej niż planowaliśmy. Mimo spadku nie siadamy na laurach i działamy dalej. Już na dniach zaczynamy montaż automatycznego nawadniania boiska, a równolegle działamy z bocznym boiskiem, które docelowo odciąży płytę główną.
Doświadczenia wyniesione przez ostatnie 12 miesięcy mówią - nigdy więcej IV ligi, czy wręcz przeciwnie, chcemy tam wrócić jak najszybciej?
- Gra się po to, żeby wygrywać. Jeśli wygrywasz ligę to grzechem jest nie spróbować zagrać wyżej. Na razie skupiamy się na klasie okręgowej, a co będzie w przyszłości czas pokaże, jednakże wyznaję maksymę nigdy nie mów nigdy.
Jakim budżetem trzeba dysponować w obecnych realiach, aby spokojnie utrzymać się w IV lidze?
- O takie kwestie lepiej zapytać osoby zarządzające klubami, które w bezpieczny sposób przedłużyły swój ligowy byt. Widząc to wszystko od środka, wydaje mi się, że 500 tys. zł to takie absolutne minimum.
Kiedyś wspominałeś, że w Łomnicy piłkarze grają tylko za premie. To aktualne, bo z murawy nie udało im się podnieść za wiele, więc może musiałeś wypłacać jakieś stypendia czy inne gratyfikacje?
- Nic się nie zmieniło, zasady płacowe są aktualne. Mamy swoją politykę kadrową i jej się trzymamy, a zawodnicy mają naprawdę godne warunki do grania i trenowania.
Jak prowadziłeś rozmowy z zawodnikami latem lub zimą, mówię o kandydatach do gry w Łomnicy, to jakie najbardziej absurdalne oczekiwania usłyszałeś?
- Większość okolicznych zawodników wiedziała, że nie płacimy, więc jeśli był to dla nich decydujący czynnik, to nawet nie podejmowaliśmy tematu, a oni szukali miejsca gdzie indziej. Sporo było i jest zresztą nadal propozycji zaangażowania w Łomnicy zawodników z Afryki i Ameryki Południowej, jednakże nie jesteśmy zainteresowani takimi rozwiązaniami.
Przyszłość Łomnicy rysuje się różowych barwach? Jaki jest plan na pierwszą drużynę i klub jako całość?
- Robimy krok w tył jeśli chodzi o pierwszy zespół. Wiadomo nie udało nam się utrzymać w IV lidze, co nie zmienia faktu, że klub jest stabilny organizacyjnie i finansowo. Działamy dalej, chęci, zapał i pomysły są, a pracy jest sporo, bo w nadchodzącym sezonie nadal będziemy posiadać aż osiem drużyn we wszystkich kategoriach.
Wiele wskazuje, że IV liga nie opuści gminy Mysłakowice, bo szybuje do niej Orzeł. Pogratulujesz sąsiadom awansu jeśli do niego dojdzie?
- Pogratulowałem im rok temu awansu do klasy okręgowej, pogratuluję również promocji do IV ligi. Wszystkim powinno zależeć na tym, aby podokręg Jelenia Góra rósł w siłę.
rozmawiał
Piotr Kuban