Rozmowa z Markiem Siatrakiem, prezesem Karkonoszy
Marek Siatrak przejmując stery w jeleniogórskich Karkonoszach niejako zastał na stanowisku pierwszego trenera Jacka Kołodziejczyka. Był to jedyny szkoleniowiec z jakim do tej pory współpracował pełniąc funkcję prezesa klubu. Fatalne wyniki w pierwszej fazie rundy wiosennej sprawiły, że współpraca została zakończona, a sternik klubu musiał zatrudnić nowego szkoleniowca, którym został Zbigniew Smółka. Rozmawiamy z Siatrakiem o kulisach tych wydarzeń oraz kilku innych kwestiach.
Spodziewałeś się, że w tym sezonie będziesz musiał zwalniać trenera?
MAREK SIATRAK: - Zdecydowanie nie, wziąwszy pod uwagę bardzo dobre wyniki w rundzie jesiennej nic na to nie wskazywało. Czwarte miejsce w III lidze na koniec poprzedniego roku, to jeden z najlepszych wyników klubu na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci, jednak piłka uczy pokory o czym mogliśmy się przekonać, gdy przegraliśmy siedem meczów z rzędu w rundzie wiosennej.
Jacek Kołodziejczyk jest członkiem zarządu Karkonosze, jesteście kolegami, więc pewnie nie było to przyjemne zadanie?
- Wiele osób postrzega pracę trenera Jacka Kołodziejczyka przez pryzmat tego, co działo się w pierwszych wiosennych meczach, nie zdając sobie sprawy, że podwaliny sukcesu w postaci awansu do III ligi powstały dużo wcześniej. Zaangażowanie, profesjonalizm i merytoryka, to cechy, które potwierdzając wysoki poziom na jaki wzniósł drużynę trener Kołodziejczyk. Nikt przy zdrowym rozsądku nie przewidziałby, że pierwsze tegorocznych siedem kolejek zakończymy z zerowym dorobkiem punktowym. Piłka uczy pokory, a dal nas był to bardzo trudny okres.
Sam jesteś trenerem, posiadasz licencję UEFA A, uprawniającą do pracy z III-ligowym zespołem. Myślałeś o tym, żeby samemu poprowadzić drużynę?
- Nie, ten etap jest za mną. Teraz skupiam się na stworzeniu stabilnych fundamentów klubu, który ma duży potencjał do gry na szczeblu centralnym.
Masz na pewno swoje analizy na tematy gry zespołu i próbowałeś znaleźć przyczyny stanu rzeczy w jakim znalazły się Karkonosze? Widziałeś problem np. już podczas zimowych przygotowań?
- Jest kilka elementów, które wpłynęły na ten problem. Jestem profesjonalistą, stąd własną ocenę zachowam dla siebie. Natomiast nie da się ukryć, że staliśmy się po części ofiarami swojego sukcesu z rundy jesiennej. Teraz jesteśmy bogatsi o doświadczenie, które choć negatywne, na pewno posłuży w przyszłości, aby twardo stąpać po ziemi. Niekiedy niepowodzenia są najlepszą lekcją i przynoszą pokorę, której jak wiemy często w piłce brakuje.
Strata Mateusza Baszaka i Łukasza Sierpina w oknie zimowym była jednym z kluczowych mankamentów?
- Nasza siła rażenia zdecydowanie osłabła i był to jeden z widocznych elementów na początku rundy wiosennej.
Wiosenny bilans spotkań Karkonoszy to 0-0-7, po stronie zdobyczy zaledwie trzy gole. Od kiedy w zarządzie myśleliście o zmianie trenera?
- Kalendarz gier na początku rundy wiosennej nie był łaskawy, a mimo to grając w Kluczborku i Bielsku Białej przegrywaliśmy różnicą jednego gola. Oczywiście to marne pocieszenie, bo porażka zawsze jest porażką. Po meczu z Cariną Gubin zapaliła się czerwona lampka, ale zdecydowaliśmy, iż mecz ze Ślęzą Wrocław będzie tym na przełamanie. Niestety przegraliśmy go, co oznaczało dla nas konieczność zmiany trenera.
Żałujesz, że nie zareagowaliście szybciej, np. po pięciu porażkach?
- Wierzyliśmy w zespół i pracę całego sztabu, aby wyjść na zwycięską ścieżkę. Wiemy, że chwilowe kryzysy przydarzają się praktycznie każdej drużynie, niestety po siedmiu meczach pojawiło się już duże zagrożenie spadku, stąd decyzja o rozstaniu ze szkoleniowcem.
Kandydatura trenera Zbigniewa Smółki była jedyną braną pod uwagę?
- Tak, po pierwszej rozmowie z trenerem wiedziałem, że to profesjonalista i jego doświadczenia z pracy na poziomie centralnym pomogą nam w opanowaniu sytuacji w klubie.
Długo trwały rozmowy, czy szybko osiągnęliście porozumienie?
- Jak mówiłem, trener Smółka to profesjonalista, ale również pasjonat piłki nożnej, który żyje murawę, stąd dojście do porozumienia nie trwało długo, a trener z marszu rozpoczął pracę przy Złotniczej 12.
Akcja ratunkowa się powiodła, dwa wygrane mecze i jeden remis, więc chyba już zapewnione utrzymanie, co pozwoli spokojnie dograć sezon do końca. Jaki jest pomysł na to co dalej, jaką drużynę chcesz zbudować i o co będzie grała w kolejnych rozgrywkach?
- Biorąc pod uwagę sytuację GKS Jastrzębie i Skry Częstochowa w II lidze z rozgrywkami w naszej grupie III ligi może się pożegnać nawet pięć drużyn, dlatego uważam, iż ten sezon jeszcze się nie skończył. Trzeba wygrać jak najwięcej meczów do końca bieżących rozgrywek. Chcemy się rozwijać jako klub i nie interesuje nas tylko walka o utrzymanie w kolejnym sezonie. Myślę, że w połowie czerwca będziemy mogli więcej powiedzieć o konkretnych celach, budowie zespołu i jego przyszłości.
Prezydentem miasta na kolejną kadencję został Jerzy Łużniak, to chyba dobra wiadomość dla klubu, bo nie jest tajemnicą, że miasto to główny sponsor klubu, a on jako jego reprezentant jest pozytywnie nastawiony do klubu?
- Miasto Jelenia Góra na czele z panem prezydentem bardzo dba, abyśmy mieli godne warunki do stabilnego funkcjonowania. Pan prezydent jest praktycznie na każdym meczu Karkonoszy, wspierając zawodników z trybuny. Miasto jako główny sponsor nie tylko zabezpiecza znaczną część budżetu, ale również wraz z operatorem stadionu spółką Termy Cieplickie stwarza nam fantastyczne warunki do treningu. Myślę, że niewiele jest klubów na piłkarskiej mapie, które nie muszą się martwić o stan przygotowania boisk oraz całej infrastruktury sportowej.
Twoim zdaniem jaki budżet jest potrzebny, aby skutecznie powalczyć o awans do II ligi?
- Osobiście uważam, że chcąc powalczyć o awans na szczebel II ligi klub powinien posiadać stabilne fundamenty w zakresie pionu sportowego, organizacyjnego oraz dobrą infrastrukturę treningową i akademię szkolącą młodzież na dobrym poziomie. Oczywiście istotnym czynnikiem są finanse, bo poziom centralny to duży przeskok. Szacuję, iż budżet w okolicach 2-2,5 mln zł przy dobrym zarządzaniu, dawałby szanse na postawienie sobie takiego celu. Jako klub mamy oddzielne budżety na pierwszy zespół oraz szkolenie dzieci i młodzieży, dlatego wyżej wymieniona kwota nie uwzględnia komponentu szkoleniowego.
Wróćmy jeszcze do osoby byłego trenera, będzie nadal funkcjonował w klubie, w zarządzie, czy na innej funkcji?
- Daliśmy sobie czas do końca sezonu, aby wrócić do tematu dalszego funkcjonowania Jacka Kołodziejczyka w klubie. Osobiście uważam, że praca jaką wykonał trener w naszym klubie zaprocentuje ciekawymi ofertami i trener Kołodziejczyk nie będzie długo bezrobotny.
Jesteś zadowolony z rozwoju akademii Karkonoszy?
- Jestem optymistą, ale również realistą, stąd bardzo mi zależy na rozwoju naszej akademii, bo to kluczowy czynnik w planie rozwoju klubu. W pierwszej kolejności, aby podnieść jakość szkolenia aplikowaliśmy do programu certyfikacji realizowanego przez PZPN. Już dwa lata funkcjonujemy spełniając te standardy szkolenia. Staramy się zwiększyć ilość zatrudnionych szkoleniowców w Karkonoszach, aby każda grupa miała dwóch trenerów. Cyklicznie organizujemy eventy piłkarskie dla dzieci z naszego klubu. Piłkarskie Mikołajki, Dzień Dziecka, półkolonie, obozy piłkarskie, wspólne wyjazdy na mecze kadry narodowej i ekstraklasy, jest tego sporo. Przeszło 400 dzieci i 18 trenerów to bardzo duży projekt, stąd do stabilnego funkcjonowania konieczny jest odrębny budżet i rachunek bankowy dedykowany akademii. Jest wiele aspektów, które chcemy rozwijać w piłce do dwunastego roku życia, jak również w tej 11-osobowej. Cieszę się, że coraz większa ilość dzieci i rodziców pozytywnie postrzega klub i chętnie kibicuje pierwszej drużynie podczas spotkań III ligi.
Dwa lata, o których wspominałeś to działalność pod szyldem brązowej gwiazdki PZPN. Srebrna na następny sezon jest realna?
- Myślę, że szkoleniowo jesteśmy gotowi, aby w kolejnym sezonie aplikować o certyfikat srebrnej gwiazdki.
Rozmawiał (3 maja 2024)
PIOTR KUBAN