Piłka ma łączyć, a nie dzielić

Dobry rok w wykonaniu Lotnika Jeżów Sudecki na boiskach jeleniogórskiej klasy okręgowej był świetną okazją do rozmowy z trenerem Jarosławem Wichowskim, jednak w lokalnym środowisku zdecydowanie więcej niż o występach jeżowian, mówi się o odwecie środowiska sędziowskiego, które poczuło się urażone wypowiedzią dla Słowa Sportowego / JG24 i niejako w zamian postanowiło storpedować działalność biznesową Wichowskiego, uniemożliwiając mu organizację imprez piłkarskich poprzez ich bojkot.

Kibice Lotnika Jeżów Sudecki po rundzie jesiennej chyba nie powinni narzekać, bo zespół jest na podium z realnymi szansami na walkę o awans do 4. ligi dolnośląskiej?

JAROSŁAW WICHOWSKI: - Tak, to prawda, zdobyliśmy 32 punkty, co uważam jest bardzo dobrym wynikiem. Średnia powyżej dwóch punktów na mecz świadczy o równej formie. Jesteśmy naprawdę zadowoleni, bo na każde zwycięstwo musieliśmy solidnie się napracować. Często wygrywaliśmy jedną bramką, wiele razy w końcówkach spotkań odwracaliśmy ich wynik, co świadczy, że po prostu stanowimy fajną zgraną "paczkę", która nigdy się nie poddaje. Tak naprawdę momentami nie graliśmy pięknie, ale finalnie tych oczek nazbieraliśmy naprawdę dużo. Cieszy, iż z drużynami znajdującymi się w pierwszej czwórce graliśmy wszystkie mecze na wyjeździe i nie przegraliśmy żadnego z nich. Wygraliśmy w Mysłakowicach 1:0, strzelając gola w 85 minucie, a w Leśnej udało nam się doprowadzić do wyrównania w siódmej minucie doliczonego czasu gry, do tego w sytuacji, gdy graliśmy już dziesiątkę. Na koniec wyjechaliśmy z boiska lidera Apisu Jędrzychowice bez straty gola, notując chyba najlepsze zawody w tej rundzie.

Jeden gol stracony na mecz to przyzwoita średnia, ale 27 bramek po stronie zdobyczy zostawia chyba niedosyt u trenera?

- Zwracamy bardzo dużą uwagę na grę w obronie. Wychodzę z założenia, że kluczem do zdobywania punktów jest solidna gra w defensywie i twarde trzymanie się w pewnych zasad niezależnie od tego kto w danym meczu występuje. To może niektórym wydawać się dziwne, bo sam jestem napastnikiem. Przez 15. kolejek musieliśmy rotować składem w każdym meczu, brakowało stabilizacji personalnej, ale byliśmy konsekwentni jeśli chodzi o stabilizację określonych założeń. Strata 15 bramek w klasie okręgowej to duży sukces. Pozwolę sobie przypomnieć, iż biorąc pod uwagę cały rok kalendarzowy Lotnik na tym poziomie rozgrywkowym zdobył najwięcej punktów i stracił najmniej bramek na Dolnym Śląsku. Biorąc pod uwagę wszystkie ligi w Polsce, mam na myśli przedział od "okręgówek" do ekstraklasy, mieliśmy jedną z najlepszych defensyw w kraju. Czasem śmialiśmy się na treningach, iż jesteśmy najlepsi w Polsce, a obrona Rakowa Częstochowa próbuje nam dorównać. Przy okazji była to podświadoma motywacja zawodników. Biorąc pod uwagę mecze domowe, to już w ogóle czapki z głów przed zawodnikami, bo nie wiem czy w 2023 roku ktokolwiek stracił mniej goli od nas. Nawet w pucharowej potyczce z 3-ligowymi Karkonoszami Jelenia Góra nie było powodu do wstydu, bowiem wyniki, do przerwy 0:1 oraz końcowy 0:3 ujmy nam nie przynoszą. Wracając do pytania, to faktycznie często mamy problem ze zdobywaniem bramek i szukamy balansu, żeby to poprawić. Zastanawiam się nad całkowitą zmianą organizacji gry w ataku, ale na to potrzeba czasu. Na pocieszenie dodam, iż mimo twardej i charakternej gry otrzymujemy mało kartek.

Porażki w dwóch pierwszych meczach w roli gospodarza, do tego z drużynami środka tabeli. Masz już przeanalizowane dlaczego tak słabo wystartowaliście?

- Inauguracja to był mecz z niewygodną drużyną ze Świerzawy. Chyba byliśmy zbyt pewni siebie. Mieliśmy duże posiadanie piłki, ale brakowało odpowiedniej finalizacji i zamiany arytmii gry. Po stracie bramki byliśmy zbyt nerwowi, co jest naszą dużą bolączką. Wprowadzając pewne mikro zasady pracuję nad sferą mentalną drużyny na każdym treningu. Mam bardzo ambitnych zżytych z klubem piłkarzy, którzy naprawdę imponują mi pasją i ambicją sportową. Taki styl życia powoli zanika, a w Lotniku jest to dalej mocno zauważalne. Zawodnicy grają bez żadnych premii dlatego nasze miejsce w tabeli i gra jaką prezentujemy jest wielkim sukcesem. Wracając do początku sezonu, w trzeciej kolejkę tylko teoretycznie zagraliśmy u siebie, bowiem ze względu na festyn w naszej gminie skorzystaliśmy z gościny KS Łomnica i zagraliśmy na jej stadionie. Niestety był to bardzo słaby mecz w naszym wykonaniu, zwłaszcza w pierwszej połowie, gdy Hutnik Pieńsk nas wypunktował. Tego dnia zostaliśmy sprowadzeni na ziemię i znowu zaczęliśmy funkcjonować tak jak powinniśmy. W każdym meczu musimy grać na 110 procent, żeby zdobywać punkty.

Nie pytam czy na wiosnę będziecie walczyć o pierwsze miejsce, bo dla sportowców to oczywiste, ale zapytam czy chcecie awansować? Obecna 4. liga jest dużym wyzwaniem zarówno sportowym, jak i organizacyjnym, co naturalnie łączy się z niemałymi wydatkami.

- Nie myślę o tym. Jako trener do każdego meczu podchodzę z jednym celem, aby go wygrać. Tacy sami są moi zawodnicy, którzy mają "problem" z porażką podczas treningu. Mega pozytywne zjawisko.

Dzisiejszy Lotnik byłby w stanie utrzymać się w 4. lidze?

- Trenując na sto procent na pewno mielibyśmy szansę na zdobywanie punktów, a ile byłoby ich na naszym koncie to już ciężko wyrokować. Wiadomo, że każdy awans powinien przynieść wzmocnienia, by pobudzić drużynę do życia. Niezależnie od poziomu, każdy kto gra w piłkę chce wygrywać i poznać smak zwycięstwa. Jeśli jest jakakolwiek szansa na osiągnięcie tego, to trzeba robić wszystko, żeby później móc świętować.

Baraże dla ekip z drugich miejsc to dobre rozwiązanie przy obecnej formule ligi, czy niepotrzebne przedłużanie sezonu?

- Z tego co pamiętam ma być tylko jeden mecz barażowy, a gospodarza wyłoni losowanie. Załóżmy, że drużyna zaciekle walcząca o utrzymanie w 4. lidze jedzie "wykartkowana" po ostatnim meczu do wicemistrza "okręgówki". Tam może będzie małe, lekko nierówne boisko i ten poziom się wyrówna. Czy jest to sprawiedliwe? Na pewno będzie atrakcyjne dla rozgrywek, a drużynom z klas okręgowych da bardzo pozytywne doświadczenie. Osobiście wolałbym wersję baraży pomiędzy drużynami z "okręgówek", półfinały wyłaniają dwie drużyny, które mierzą się z 4-ligowcami, a decydujące spotkanie odbywają się na neutralnym terenie.

Wiesz jak smakuje awans uzyskany w ten sposób, bo 2016 będąc trenerem Włókniarza Mirsk wygrałeś baraż w Wilkowie, gdzie twój zespół pokonał LKS Bystrzyca Górna 1:0. Jak wspominasz tamto spotkanie?

- Tamte spotkanie było bardzo obciążające. Wygraliśmy je strzelając bramkę w trzeciej minucie doliczonego czasu gry. Pamiętam ile radości przyniosło to trafienie zawodnikom i sztabowi. Kierownika Tomasza do tej pory pewnie boli staw barkowy po tym jak kręcił z radości kołowrotki!

Prócz Lotnika prowadzisz też zespół U17 Karkonoszy Jelenia Góra, jak wam poszło jesienią w I lidze wojewódzkiej?

- Grupa juniorów w tej kategorii ma za zadanie rozwijać się. Uczyliśmy się grać różnymi systemami. Chciałem im pokazać możliwości gry i zmusić ich do myślenia. Moim zadaniem jest doprowadzić ich do gry w seniorach i sprawić, aby żar futbolu nie uległ wypaleniu. Znam mnóstwo młodych chłopaków, którzy wracają z wielkich akademii i nie chcą już grać w piłkę nożną, często w ogóle rezygnują ze sportu. Daję im dużo swobody na boisku, nie zamykamy się w schematach. Teraz praktycznie graliśmy rocznikiem obniżonym 2008, więc rywalizowaliśmy ze starszymi chłopakami, mając przy tym różne momenty. Trochę punktów zdobyliśmy, mogliśmy więcej, ale w tej kategorii skupianie się na tym nie jest dobre. Za jakiś czas wzorem Niemiec, pewnie i nasze drużyny w CLJ będą grać turniejowo i nie będzie punktacji. Uważam, że presja wyniku po prostu plącze nogi zawodnikom. Cieszę się, iż mam grupę około 25 zawodników, którzy czerpią radość z grania, a ja nie mam zamiaru im tego zabierać. Chcę żeby się rozwijali i robimy w klubie wszystko, aby zapewnić im coraz lepsze warunki.

W Karkonoszach sporo się zmieniło w ostatnich latach, klub zrobił dużo i nadal pracuje nad rozwojem akademii, ale doszlusowanie do grona dolnośląskich potentatów w tej dziedzinie wydaje się nader trudnym zadaniem. Nie mówię tutaj o Śląsku Wrocław, Zagłębiu Lubin i Miedzie Legnica, ale nawet osiągnięcie poziomu szkolenia w Chrobrym Głogów wydaje się dla biało - niebieskich zadaniem nie do przeskoczenia?

- Jeśli wdrożymy systematykę w swoich działaniach, uważam, że możemy bardzo mocno rozwinąć akademię w Jeleniej Górze. Tutaj bym mocno dyskutował z systemem szkolenia. Kluby wyżej przedstawione szkolą mocno wyselekcjonowaną młodzież, a my wciąż też mocno pracujemy w strukturach Grassroots. Cieszę się, że klub od nowego roku zatrudnił asystentów do wiodących drużyn, to ważny krok w rozwoju.

Jesteś też przedsiębiorcą z branży turystyczno - sportowej. Organizujesz sporo wydarzeń i eventów, ale ostatnio miałeś z tym trochę kłopotów, poniekąd w związku ze swoją pracą trenerską, bowiem twoje wypowiedzi dla mediów oraz komentarze głoszone na ławce trenerskiej podczas spotkań sprawiły, iż sędziowie obrazili się i postanowili bojkotować wydarzenia, które organizujesz. Odniesiesz się do tej sytuacji?

- Jako trener czy zawodnik zawsze robiłem wszystko w piłce seniorskiej, żeby wygrać. Pochodzę z małej wioski i o wszystko musiałem walczyć, nawet o to, bym mógł pójść na treningi. Dojeżdżałem na nie rowerem po 20 km. Kochałem piłkę i tak będzie już zawsze, a na poziomie seniorskim gram w nią już od 1997 roku. Zawsze dużo mówiłem, ale nigdy nie dostałem czerwonej kartki jak trener, a jako zawodnik może raz w życiu. Swoją grę zawsze opierałem na kulturze boiskowej, podobnie jest z moim zachowaniem. Wiem, że jestem męczący dla sędziów, ale taka jest moja specyfika. (śmiech) Po jednej z moich wypowiedzi, którą wygłosiłem po meczu z Victorią Jelenia Góra, gdzie mówiłem o poziomie sędziowania, odnosząc się do tego meczu, zrobiła się niepotrzebna burza w naszym środowisku. Widocznie tak miało być... Myślę, że po ćwierćwieczu funkcjonowania w piłce regionalnej miałem prawo wyrazić swoje zdanie, bezpośrednio odnosząc się do sytuacji z tego spotkania.

Przejdźmy do sedna, obrazili się czy nie?

- Absolutnie się nie obrazili. Mam wśród nich wielu dobrych znajomych, którzy jak najbardziej chcą nadal sędziować organizowane przeze mnie turnieje i mecze, po prostu na razie nie dostali zgody na wykonywanie czynności sędziowskich zamawianych przez moje biuro podróży lub moją fundację. Ostatnio musiałem się posiłkować arbitrami z Czech, byli bardzo zadowoleni z organizacji turniejów, cieszyli się też, że mogli pomóc rozwinąć działalność charytatywną, dzięki której dzieci z biedniejszych rodzin pojechały na obozy sportowe. Wracając do tematu, zasady obecnie są takie, że Kolegium Sędziów Jelenia Góra zabroniło swoim sędziom prowadzić moje imprezy. Jeśli chciałby to robić arbiter z innego podokręgu musi mieć zgodę KS-u, a tej nie dostanie. Nie mogę też korzystać z usług arbitrów, z innych województw, dopóki nie otrzymają zgody DZPN. Mówiąc krótko nie mam możliwości zapewnienia obsady sędziowskiej i de facto turnieje nie powinny się odbywać, tylko jaki jest w tym cel? Udowodnienie, że nie masz prawa nic powiedzieć, bo inaczej to zobaczysz?

W takim razie w jakim punkcie jest obecnie ten temat?

- Za chwilę startuje fajny projekt ligi zimowych sparingów, którą od przeszłego roku będzie ligą międzynarodową. Na początku w planach był patronat DZPN, ale już nie jest, choć pomysł się podobał. To jedyna taka liga w naszym województwie. Wracając do turniejów, to był dla mnie problem i jest nadal, ale muszę sobie z tym radzić. Dzięki temu poznałem nowych ludzi i razem z nimi, m.in. byłym zawodnikiem Slavii Praga będziemy organizować cykl topowych turniejów międzynarodowych w Czechach. To przy okazji, bo jeśli chodzi o sędziowanie, to trzeba zadać sobie pytanie czy na nasze tereny mają przyjeżdżać sędziowie innej nacji, zamiast pozwolić prowadzić zawody Polakom. Jest przerwa w rozgrywkach, brakuje meczów ligowych, więc mają świetną okazję, aby się poruszać i otrzymać dodatkową gratyfikację. Wydaje mi się, że również dobrze się bawili robiąc to co lubią. Sędziowie, którzy do tej pory pomagali mi przy zawodach zawsze wypowiadali się w superlatywach na temat moich projektów i ich organizacji. W tym gronie byli np. przedstawiciele obecnego zarządu KS Jelenia Góra. Rozmawialiśmy wiele razy, byli zadowoleni, że coś się dzieje. Miałem wiele planów na ligi, eventy charytatywne, gdzie mogliśmy zaprosić wiele gwiazd piłkarskich z regionu, również i kraju, ale ze względu na tę sytuację po prostu musiałem zmienić plany i przekierowałem swoją energię na inne projekty. Proszę mi uwierzyć, że ja nie straciłem, jednak czy to samo mogą powiedzieć młodzi piłkarze i dzieciaki czerpiące radość z gry na fajnych imprezach? Chyba widać to gołym okiem? Jeśli ktoś ma w tej chwili satysfakcję, to chyba jest marna... Szkoda, że tak się dzieje. Mamy rozwijać region jeleniogórski, a piłka ma nas łączyć, a nie dzielić.

Jak chcesz rozwiązać definitywnie tę kwestię?

- Czekam na spotkanie z zarządem KS JG, bo ze względu na liczne projekty zimowe na razie jego przedstawiciele nie znaleźli jeszcze wolnego terminu. Mieszkamy w jednym regionie i uważam, że warto rozmawiać. Nawet jeśli ktoś poczuł się urażony moją wypowiedzią, to myślę, iż dla dobra piłki pewne kwestie można wyjaśnić. Niedawno obniżył się poziom dwóch grup 4 ligi w związku z tym utworzono jedną. Każdy o tym mówił głośno i nikt się nie obraził, a idąc tokiem rozumowania jaki poruszyliśmy kilka pytań wyżej, to za takie opinie powinni obrazić się zarówno trenerzy jak i zawodnicy. Sędziów jest mało i trzeba czasu, żeby wyszkolić następców. Wiem, że KS JG próbuje coś z tym zrobić i zmienić sytuację. Dlatego wykorzystując łamy Słowa Sportowego proszę środowisko sędziowskie o spotkanie rozwiązanie problemów za pomocą dialogu.

Raczej nie gryziesz się w język i mówisz to co myślisz. Zamierzasz teraz być większym dyplomatą na ławce i podczas rozmów z mediami?

- Uważam, że moja wypowiedź, o której wspominaliśmy już dużo zmieniła, choć kosztem mojej osoby. (śmiech) Nie uważam, abym swoimi słowami krzywdził kogoś, ale jeśli tak było, to jedyne co mogę zrobić, to przeprosić. Żyjemy w demokratycznym kraju i chyba możemy wypowiadać się w dowolny sposób. Pewne słowa zostały źle odebrane i sytuacja jaka się wytworzyła była niepotrzebna. Sędziowie chcą sędziować, a nie mogą. Wielu z nich nadal dzwoni, pisze maile i dopytuje, czy sprawy zostały wyjaśnione. To naprawdę nie chodzi o jednego czy dwóch arbitrów, tylko o grono kilkunastu ludzi. Nie rozumiem tego, można mieć do kogoś żal, ale chyba nie do dzieci, bo to one są pozbawione uczestnictwa w fajnych imprezach, podobnie jak dorośli, którzy również w nich brali udział. Mam zakładać kolejną organizację lub stowarzyszenie, gdzie formalnie właścicielem będzie ktoś inny i wtedy jak rozumiem sędziowie się pojawią? Po co to?

Branża turystyczna podniosła się już po pandemii?

- Jasne, że tak! Miniony rok to apogeum wyjazdów zagranicznych. Kurs euro spadł i rynek turystyczny mocno ruszył. Pandemia zakłóciła pewne plany, ale po prostu trzeba było szukać nowych rozwiązań. Jak zawsze w takich sytuacjach.

Jak liczyłeś "wirtualne" straty i niezarobione pieniądze, chodziła po głowie myśl o zawieszeniu lub zakończeniu biznesu?

- Nigdy nie podchodziłem do tego w taki sposób. Patowa sytuacja związana z pandemią rozwinęła mnie i firmę. Znaleźliśmy pewne możliwości na funkcjonowanie w okresie covidowym i mówiąc kolokwialnie daliśmy radę! Nie mogłem myśleć zakończeniu działalności biznesu, bo Sport Evo Organizacja Spełniania Marzeń ma swój plan na wiele lat i stopniowo realizuje go krok po kroku. Z małej regionalnej firmy powoli staje się marką rozpoznawalną w Polsce. Wiele godzin pracy i nieprzespanych nocy przynosi efekt. Niedługo nasze biuro przejdzie sporą metamorfozę, co pozwoli na wejść na jeszcze wyższy level. Dla mnie też szykuje się nowe zajęcie, już najwyższym poziomie w piłce, więc rok zapowiada się wyjątkowo. Dodam też, że w fazie rozwojowej jest Fundacja Przyszłość To Marzenia, która wspomaga sport nie tylko w naszym regionie. Zakupiliśmy sprzęt sportowy wielu klubom i szkołom. Przeprowadzamy darmowe testy motoryczne m.in. kadrom wojewódzkim DZPN. Dlatego to wszystko jest dla mnie dziwne. Fundacja wspiera rozwój młodych piłkarzy, ale sędziowie nie mogą już im sędziować turniejów organizowanych przez organizację pozarządową.

Później kolejny cios w branżę jakim jest wojna tocząca się na terytorium Ukrainy. Obecność uchodźców znów mocno pokrzyżowała plany, choćby poprzez wyłączenie z użytku publicznego wielu obiektów turystycznych i sportowych.

- Na temat wojny i polityki nie będę się wypowiadał. Dostosowałem się do sytuacji i udało się znaleźć inne miejsca i rozwiązania. Na pewno życie i zdrowie ludzi jest ważniejsze niż obóz sportowy, a ja sam wielokrotnie pomagałem uchodźcom w różny sposób nie promując tego w mediach społecznościowych.

Podobno w Jeleniej Górze przy Złotniczej 12 nadal Sport Hotel jest wyłączony z obiegu, ze względu na obecność uchodźców? Niedługo miną już dwa lata. Wcześniej bywały tu regularnie m.in. drużyny Śląska Wrocław - drugi zespół piłkarzy, zespół piłkarek, grupy młodzieżowe.

- Obecnie nie korzystamy z hotelu w Jeleniej Górze ze względu na powyższą sytuację. W innych miejscach działamy na sto procent możliwości!

Czego Twoim zdaniem najbardziej brakuje infrastrukturze Jeleniej Góry, aby stała się magnesem przyciągającym na obozy drużyny z całej Polski?

- Marzy mi się hotel na sto miejsc, hala, basen, boisko naturalne i sztuczne, najlepiej przykryte balonem na zimę. Może w przyszłości to się uda. Pamiętam jak w 2019 roku poszedłem zakładać biuro podróży, w dresach oczywiście. Pani w okienku na moje wpisane PKD, obejmujące budowę hoteli i miejsc noclegowych, powiedziała: - Proszę to wykreślić, bo przecież pan nic będzie tego robił... (śmiech) Może była w błędzie albo dresy jej się nie podobały? Jedno wiem na pewno, nie można nikogo oceniać na podstawie pomówień i plotek. Wszystkie dobrego w nowym roku dla całego środowiska piłkarskiego i sędziowskiego! Jesteśmy jak jedna rodzina, która czasem może mieć jakiś problem, ale należy go rozwiązać i trzeba żyć dalej w symbiozie. Na koniec polecam książkę "Sklepik z marzeniami", kultowa pozycja Stephena Kinga. Ja mam wrażenie, że jej bohater Leland Gaunt istnieje.

Rozmawiał
Piotr Kuban


Jarosław Wichowski po meczu z Victorią w Słowie Sportowym nr 42/1524 i JG24:

- Początek spotkania obiecujący w naszym wykonaniu, dwie sytuacje, w tym "setka" Piwińskiego. Szkoda, że strzelec trzech bramek w poprzednim spotkaniu musiał opuścić boisko po faulu zawodnika gospodarzy. Szkoda również, że sędziowie nie chronią takich piłkarzy, którzy w tej lidze przyciągają kibiców na trybuny. W drugiej połowie powinniśmy wyrównać, ale Bajor minimalnie chybił. Wcześniej ten sam zawodnik był ewidentnie faulowany w polu karnym, ale rozumiem tłumaczenia sędziów, że każdy patrzył w inną stronę... Rozumiem też tłumaczenia sędziego bocznego, przepraszam, asystenta, którego cały mecz raziło słońce, stąd chyba odzywki, które naprawdę nigdy nie zdarzały się w klasie okręgowej. Przepraszam bardzo, może powiem głośno to, o czym mówią trenerzy w naszym okręgu, że poziom sędziowania znacznie się obniżył. Odeszło wielu doświadczonych arbitrów, m.in. do Lubuskiego Związku Piłki Nożnej, którzy potrafili zarządzać emocjami na boisku. To po prostu szkodzi naszemu środowisku. Teraz najważniejsza jest nagonka na trenerów, kulturalne zachowanie i brak komentowania decyzji sędziowskich, ale to też musi iść w drugą stronę. Pracujemy przy naszej piłce regionalnej od wielu lat. Szacunek do nas trenerów, kierowników drużyn niestety nie wygląda na najwyższym poziomie, szkoda.