Rozmowa z Maciejem Maćkowskim, trenerem KS Łomnica

Dla wielu kibiców w okręgu jeleniogórskim twoja nominacja na trenera KS Łomnica była sporym zaskoczeniem. Przybliż w jakich okolicznościach wraz z prezesem Krzysztofem Makowskim podjęliście tę decyzję?

MACIEJ MAĆKOWSKI: - Już pod koniec poprzedniego sezonu prezes wraz z ówczesnym trenerem Piotrem Aleksiejewem zaproponowali mi poprowadzenie drużyny, ze względu na ograniczenia związane z obowiązkami zawodowymi "Alexa". Gdy okazało się, że klub szuka szkoleniowca również na nowy sezon, przedstawiłem swoją propozycję zarządowi i dałem sygnał, iż mogą brać moją osobę pod uwagę. Po kilku spotkaniach doszliśmy z prezesem do porozumienia i dał mi szansę poprowadzić zespół seniorów, oczywiście wyznaczając określone założenia i cele. Dodam, że już wcześniej prowadząc juniorów starszych Lotnika Jeżów Sudecki rozważałem pracę z dorosłym zespołem piłkarskim, jednak wtedy stwierdziłem, że mój czas jeszcze nie nadszedł.

Zaczęło się nieciekawie, bo od pucharowej wpadki w Pilchowicach.

- To prawda nie zaczęło się po mojej myśli ponieważ chciałem powtórzyć przynajmniej osiągnięcie z poprzedniego sezonu (Łomnica dotarła do III rundy okręgowego PP, red.). Znając już pozostałe wyniki WKS-u można powiedzieć, iż był to czarny koń tych rozgrywek. Nie jest to jednak żadne wytłumaczenie dla nas. Oczywiście można tłumaczyć się stanem boiska, ale równie złe było dla nas jak i gospodarzy. Po prostu nie wykorzystaliśmy okazji, które sobie stworzyliśmy i niżej notowany zespół pokonał nas w rzutach karnych.

Początek ligi to przeplatanka zwycięstw i porażek. Udało się ograć drużyny z Wojcieszowa, Czarnych Przedwojów i Halniaka Miłków, ale trzeba też było zacisnąć zęby po porażkach z Orłem Mysłakowice i Czarnymi Strzyżowiec.

- Najbardziej boli porażka w derbach. Fajnie weszliśmy w mecz lecz nie potrafiliśmy wykorzystać dobrych okazji. Tego dnia brakowało nam szczęścia. Szkoda, bo to była pierwsza porażka Łomnicy w Mysłakowicach od długiego czasu. Faktycznie początek sezonu był przeplatanką porażek i zwycięstw, ale liczy się to jak zakończyliśmy rudnę.

Druga część rudny była dobra, gdyby nie strata dwóch punktów z Woskarem II Wojcieszyce można, by powiedzieć bardzo dobra, bo Olimpia Kowary chyba w dniu meczu była poza waszym zasięgiem?

- W drugą część rundy weszliśmy tak jak sobie wyobrażałem. Wychodziliśmy na mecze skoncentrowani, realizując założenia oraz wykorzystując sytuacje. Jak to w piłce bywa, z pozoru najłatwiejsze mecze kończą się nie tak miło i przyjemnie, jakby się tego oczekiwało. Najprostsze elementy gry stają się trudne do wykonania, jak rzuty karne, które mieliśmy w końcówkach takich spotkań. Wykorzystując jedenastki w meczach z Czarnymi i Woskarem II nasze konto byłoby bogatsze o cztery punkty. Jeśli chodzi o mecz z Olimpią to mieli swój dzień. Byli wyraźnie lepsi i zasłużenie zgarnęli komplet punktów.

Podsumowując jesteście wiceliderem z taką samą ilością punktów co pierwsza w tabeli Olimpia. Wynik więcej niż przyzwoity. Spodziewałeś się tak dobrej rundy?

- Wiedziałem jaki potencjał ma mój zespół. Wiem jaki poziom prezentuje klasa, w której rozgrywamy mecze i w głębi duszy wierzyłem, że zrealizujemy to co sobie założyliśmy. Wysokie miejsce cieszy. Cały zespół Łomnicy, łącznie z ludźmi związanymi z klubem powoduje, że na treningach spotykamy się w bardzo licznym gronie. Atmosfera sprzyja realizacji celów postawionych przez zarząd.

Najmocniejsza strona Łomnicy? Mam na myśli poczynania na boisku.

- Zgranie naszego zespołu sprawia, że nawet gdy danego dnia jedna z formacji czy poszczególni zawodnicy mają słabszy dzień, to pozostali walczą za dwóch czy nawet trzech. W tym sezonie kilku chłopaków w spektakularny sposób wywalczyło sobie miejsce w podstawowym składzie. I na tym polega rywalizacja. Będąc rezerwowymi potrafili przekonać mnie frekwencją na treningach i postawą podczas spotkań, że mają profesjonalne podejście i szacunek do całego zespołu. Nabrali wielkiej ochoty do gry i jak sami stwierdzili znów czerpią z niej przyjemność. Dla mnie to najważniejszy aspekt. Jesteśmy zespołem, zdobywamy punkty jako Łomnica i przegrywamy również jako Łomnica. Za rundę jesienną cały zespół zasługuje na ogromne gratulacje i podziękowania.

Jaki element gry chciałbyś najbardziej poprawić?

- Wiadomo zawsze znajdzie się coś do poprawy. Na pewno chciałbym lepszej skuteczności, zarówno w sytuacjach wypracowanych z gry, jak i przy okazji rozgrywania stałych fragmentów gry. Teraz mamy czas, aby to doskonalić oraz poprawić wytrzymałość i aspekty fizyczne.

W przeszłości byłeś bramkarzem teraz jak widzę nie ciągnie cię między słupki, choć strój sportowy zakładasz i grasz w polu. Na początku rundy kontuzji doznał Kamil Kosiński i mieliście duży problem, który zakończył się awaryjnym transferem Jana Szaciłły. Dlaczego ty nie chciałeś zastąpić "Kosy"?

- Bramkarzami są Neuer, Fabiański czy Buffon, ja tylko starałem się uchronić zespół od utraty gola podczas meczów. Na serio, to gdy dowiedziałem się, że "Kosa" doznał poważnej kontuzji, miałem spory ból głowy. Rozważałem powrót do bramki, jednak pomny sytuacji z poprzedniego sezonu, gdzie w kilku meczach musiałem kierować zespołem z pozycji bramkarza zrezygnowałem z tego. Komunikacja z końca boiska jest bardzo trudna, a ja podczas meczu muszę mieć kontakt z kierownikiem zespołu, zawodnikami, czy w określonych sytuacjach nawet z sędziami. Postanowiłem więc wraz z Krzyśkiem (prezesem, red.) poszukać zastępstwa na rundę. Po wielu rozmowach zdecydował się do nas dołączyć doskonale wszystkim znany Janek Szaciłło.

Kto wiosną będzie strzegł bramki Łomnicy?

- Dużym plusem dla zespołu jest posiadanie dwóch bramkarzy o podobnych umiejętnościach. Na wiosnę może się okazać, że nasz team będzie miał to szczęście. Nadal z nami będzie "Kosa", natomiast o drugim z graczy mogę powiedzieć tylko tyle, że jest doświadczonym i sumiennym bramkarzem. Myślę, że jeśli dojdzie do transferu to chłopaki w sumienny i uczciwy sposób będą rywalizować na treningach.

Planujecie z prezesem wzmocnienia? Jakich zmian w składzie mogą się spodziewać kibice?

- O wzmocnieniach na razie nie ma sensu mówić. Są plany pozyskania nowych zawodników, ale runda jesienna dopiero co się zakończyła, więc dajmy wszystkim odpocząć od piłkarskich zmagań. Na pewno dużym wzmocnieniem będzie powrót Damiana Kucharczyka, który może być zarówno napastnikiem jak i skrzydłowym. Drugim mocnym akcentem jest powrót po kontuzji "Kosy", który już w dwóch ostatnich meczach jesieni pokazał, że nadal utrzymuje dobrą formę.

Sytuacja wyjściowa jest znakomita. Chcecie atakować ligę okręgową, czy w klubie nie ma ciśnienia?

- Sytuacja wyjściowa jest dobra, choć mogłaby być lepsza gdybyśmy samodzielnie przewodzili w lidze. Jeśli w piłce - nawet tej amatorskiej - nie chcesz grac o najwyższe cele, to szkoda się angażować, nie mówiąc o absorbowaniu całej rzeszy osób, które pomagają klubowi charytatywnie. Patrząc na naszą infrastrukturę mogę śmiało powiedzieć, że jesteśmy gotowi na ligę okręgową. Jedynie trybuny wymagają modernizacji, ale to już się dzieje. Pamiętam jak przyjechałem do Łomnicy kilka lat temu na pucharowe spotkanie w barwach Lotnika. Wtedy było strasznie i uważam, że klub wykorzystał ten okres robiąc ogromny progres. Łomnica jest jednym z niewielu klubów, które tak mocno angażują się w utrzymanie obiektu. Mało drużyn ma możliwość trenować na trawiastym boisku przy blasku jupiterów. Do tego dochodzą detale, jak kilka kompletów strojów wysokiej klasy, opisanych nazwiskami na plecach. Jeśli weźmiemy tę otoczkę pod uwagę, to nie da się ukryć, że chcąc sportowo jej dorównać musimy myśleć o awansie do okręgówki.

Kto twoim zdaniem będzie najgroźniejszym rywalem KSŁ na wiosnę?

- Patrząc na całą rundę mogę powiedzieć, że nasz liga będzie ciekawa. Najgroźniejsza będzie Olimpia, ale wszystko w naszych rękach.

Rozmawiał Piotr Kuban
foto: Grzegorz Sulich