Rozmowa z Edytą Błaszczak, koszykarką AZS KK Jelenia Góra

Edyta Błaszczak ma 22 lata i mierzy 175 cm. Występowała już w seniorskiej reprezentacji Polski. W naszpikowanej gwiazdami Wiśle Kraków miała małe szanse na grę, dlatego klub wypożyczył ją do końca sezonu do zespołu z Jeleniej Góry. - Ćwiczenie u boku najlepszych zawodniczek w kraju, nie zastąpi gry - tłumaczy koszykarka.



Z mistrza Polski - krakowskiej Wisły przeniosła się pani do Jeleniej Góry, do zespołu walczącego o utrzymanie. Czy to nie jest krok wstecz?

EDYTA BŁASZCZAK: - Motywem mojego przejścia do AZS była chęć spędzania większej ilości minut na parkiecie, a co za tym idzie indywidualny rozwój. Granie dla młodej zawodniczki jest bardzo ważne, bo pozwala nabrać doświadczenia. W Krakowie jest bardzo silny zespół, występujący w Eurolidze i kto śledził statystyki, ten widział, że grałam tam mało. Mogłam się rozwijać tylko na treningach, ale ćwiczenie u boku najlepszych zawodniczek w kraju, nie zastąpi gry. Dlatego przejścia do AZS nie postrzegam jako krok wstecz, a wręcz przeciwnie - jest to dla mnie szansa rozwoju.

Jak pani ocenia pierwsze tygodnie spędzone w zespole AZS?

- Bardzo pozytywnie. Już zaaklimatyzowałam się w nowym środkowisku. Jeśli chodzi o mecze, to wiadomo, że musze się do nowej drużyny przystosować, nauczyć taktyki. Z czasem na pewno będzie lepiej.

Jak została pani przyjęta przez nowe koleżanki?

- Bardzo dobrze. W większości są to moje rówieśniczki, więc dogadujemy się świetnie. Nie ma żadnych problemów.

Zespół miał walczyć o utrzymanie, ale po niezłej pierwszej rundzie i pani dojściu, realny cel to chyba play offy?

- Mamy ogromny potencjał. W ostatnich meczach był mały zastój, ale już go chyba przełamałyśmy. Jeśli nasze umiejętności przełożą się bezpośrednio na wyniki, to na pewno zrobimy miła niespodziankę i zakończymy sezon zasadniczy w ósemce.

Ma pani już za sobą występy w reprezentacji Polski. Po takiej zawodniczce kibice spodziewają się wiele. Nie przerasta pani presja tych oczekiwań?

- W jakimś stopniu jest presja, ale się jej nie boję. Tylko muszę się rozegrać, bo praktycznie przez pół roku nie grałam. Granie w Wiśle po 2-3 minuty w meczu, to żadne granie. Muszę się przystosować do nowej roli i odzyskać formę, a na pewno będzie dobrze.

Trener Sroka przekonywał, że wzmocni pani zespół m.in. w rzutach z obwodu...

- Lubię rzucać za trzy punkty. W tych ostatnich meczach trochę mi nie szło, ale spokojnie. Potrafię rzucić z dystansu, jak również spenetrować strefę podkoszową.

Grając w Jeleniej Górze można się wypromować do reprezentacji Polski?

- Trudno powiedzieć, choć mam nadzieję, że tak. Staram się grać jak najlepiej i będę robić wszystko, co w mojej mocy, żeby znów zagrać w kadrze.

Po sezonie wróci pani do Wisły walczyć o miejsce w podstawowym składzie, czy raczej zmieni pani otoczenie?

- Nie chcę tak daleko wybiegać w przyszłość. Dopiero po zakończeniu sezonu będę się zastanawiać, co dalej. Teraz o tym nie myślę.

Rywalizacja o mistrzostwo Polski zapowiada się w tym roku bardzo ciekawie, bo Wisła i Lotos Gdynia idą łeb w łeb. Kto jest pani faworytem?

- Wisła ma najmocniejszy i zgrany skład. Ale Lotos ostatnio wzmocnił się Amerykankami i też nie składa broni. Osobiście kibicuję Wiśle i mam nadzieję, że mistrzowski tytuł zostanie w Krakowie.

Wiele młodych zawodniczek wybiera grę w Jeleniej Górze ze względu na studia w Kolegium Karkonoskim. Pani też ma takie plany?

- Nie. Aktualnie studiuję w Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie, już na trzecim roku. Musiałam zawiesić naukę na czas gry w Jeleniej Górze. Studiów tych nie mogę niestety kontynuować w Kolegium, bo jest zbyt duża różnica programowa. Chcę kontynuować naukę w Krakowie. Jestem na dziennych studiach i mam indywidualny tok nauki. Mam nadzieje, że po sezonie, w maju i czerwcu nadrobię trochę zaległości.

Rozmawiał TOMASZ BRUSIŁO