Rozmowa z Michałem Pastuszko, trenerem KPR Jelenia Góra

KPR Jelenia Góra w trakcie minionego sezonu przeżywał wzloty i upadki. Zespół był zagrożony spadkiem do I ligi, ale ostatecznie wziął się w garść i zakończył rozgrywki na bezpiecznym miejscu w tabeli. Michał Pastuszko, szkoleniowiec KPR do końca nie jest jednak zadowolony z tego co drużynie udało się osiągnąć. - Do ósmego miejsca zabrakło pięć punktów. Uciekły nam one przez palce - przyznaje trener jeleniogórzanek.

Powoli opadają emocje po zakończonym sezonie w PGNiG Superlidze. Z pewnością przeanalizował pan postawę i wynik osiągnięty przez zespół.

MICHAŁ PASTUSZKO: - Niestety celu, o którym rozmawialiśmy z zarządem nie udało się zrealizować. Zakładaliśmy zakończenie sezonu na dziewiątym miejscu. Ostatecznie skończyliśmy rozgrywki na dziesiątym, co dało nam spokojne utrzymanie - bez myśli o barażach. Mimo że tych ostatecznie nie było zajęcie bezpiecznej lokaty było bardzo ważne. Do dziewiątej pozycji zabrakło nam bardzo niewiele. Do ósmej straciliśmy raptem pięć punktów. Z perspektywy całego sezonu myślę, że powinniśmy zgromadzić taką liczbę punktów aby spokojnie to ósme miejsce zdobyć. Ten sezon był dla nas bardzo dziwny i trudny. Było bardzo wiele dziwnych spotkań. Wiele razy gubiliśmy punkty w ostatnich minutach. Jak policzyłem z dziewczynami w ten sposób uciekło nam 12-14 punktów. Były one w naszym zasięgu.

Z czego to mogło wynikać. Koncentracja, doświadczenie czy może coś innego?

- Doświadczenie raczej nie wchodziło w grę, bo trzon zespołu tworzyły zawodniczki, które w ekstraklasie grają już sporo czasu. Mam tutaj na myśli Aśkę Załogę, Olę Tomczyk czy Sabinę Kobzar. To one nadawały ton tej drużynie. Wspierały je Małgorzata Jurczyk oraz Sylwia Jasińska. Myślę, że w pewnych sytuacjach brakowało nam racjonalnego i spokojnego podejścia do rozgrywania końcówek spotkań. Przykładowo jeden punkt uciekł nam z Chorzowem, a dwa po wielkiej gonitwie z Kościerzyną. Przykrym doświadczeniem była strata dwóch punktów z Kobierzycami kiedy na 40 sekund przed końcem prowadziliśmy różnicą dwóch bramek. W minionym sezonie zabrakło nam też wygranej z mocniejszym przeciwnikiem. Rozegraliśmy fajny dwumecz z Elblągiem, czy Koszalinem. Nie potrafiliśmy jednak utrzymać skupienia i formy przez pełne 60 minut. Czasem doskonała gra w pierwszych połowach pozwoliła tylko postraszyć przeciwników. Na naszą formę z pewnością miał fakt, że w trakcie sezonu przeżywaliśmy różne okresy. Kluczowym był jesienno-zimowy. Mieliśmy wiele problemów w klubie. Sprawy praktycznie nie widziały światła dziennego i mało kto o nich wie. W końcu udało nam się zebrać i zacząć trenować. Zabrakło jednak grudniowego okresu przygotowawczego, co przez długi czas odbijało się na stabilizacji formy.

Któraś z zawodniczek zasłużyła na szczególne wyróżnienie?

- Wszystkie zasłużyły na ciepłe słowa. Każda, która występowała w pierwszym składzie dawała bardzo dużo zespołowi. Także bramkarki stanęły na wysokości zadania. Trzy dziewczyny rzuciły łącznie ponad sporo bramek. W bardzo dobrej dyspozycji była Małgorzata Jurczyk, swoje również dołożyła Sylwia Jasińska. Bardzo dobry sezon zaliczyła Martyna Żukowska, która borykała się z kontuzją barku. Wszystkie dziewczyny ciężko pracowały w obronie. Później w bardzo dobrym stylu do bramki weszła Natalia Filończuk. Zespół mimo nieprzychylnych opinii, stresu i nałożonego ciężaru przez kibiców potrafił się pozbierać. Zawodniczki pokazały swoje możliwości w trzech ostatnich meczach. Za to należy się im ogromne uznanie.

Z przymusu musieliście przenieść się do hali w Karpaczu. Konieczność ciągłych dojazdów na mecze i treningi także z pewnością nie było dla was okolicznością sprzyjającą.

- Hala w Jeleniej Górze jest specyficzna. Bardzo lubimy w niej grać. Niestety z dnia na dzień straciliśmy ten atut. To nie jest wymówka, ale hala w Karpaczu nam nie leżała, ale w końcówce okazała się dla nas szczęśliwa. Faktycznie dojazdy były męczące. Nie byliśmy w Karpaczu priorytetem i zadania nie ułatwiało ciągłe wpasowywanie się w godzinny grafik. Mam nadzieję, że wkrótce wrócimy na Złotniczą.

Znane są już szczegóły początku przygotowań do nowego sezonu?

- Zaczynamy 11 lipca. Przez dwa tygodnie będziemy pracować w terenie nad siłą i wytrzymałością. Około 25 lipca mam nadzieję już w Jeleniej Górze będziemy mieli możliwość pracy z piłkami. Dopinamy jeszcze plan sparingów.

W KPR szykują się zmiany kadrowe?

- Jeżeli chodzi o odejścia klub nie przedłużył kontraktu z Martą Tomczyk, Martą Karwecką i Natalią Kolasińską. Jeśli chodzi o nowe twarze zarząd prowadzi rozmowy z trzema zawodniczkami. Wszystko jest już prawie dopięte ale póki nie będzie podpisów na kontraktach nie mogę zdradzić personaliów. Mogę natomiast powiedzieć, że dwie dziewczyny występują w polu, jedna to natomiast 24-letnia bramkarka, która występowała już na parkietach ekstraklasy. Będą też uzupełnienia w składzie pod kątem przyszłościowym. Mam tutaj na myśli dwie rozgrywające oraz jedną skrzydłową. Mam nadzieję, że dziewczyny fajnie się zaaklimatyzują i wniosą do zespołu sporo jakości oraz świeżości.

Czego można panu życzyć na nadchodzący sezon?

- Na pewno stabilizacji i spokoju. Aby omijały nas zawirowania, przykładowo lokalowe czy finansowe. Jak tego nie będzie, to nasza praca będzie szła w dobrym kierunku. Liczę, że dobrze przepracujemy okres przygotowawczy i będą omijały nas kontuzje. Jak wszystko się ułoży nadchodzący sezon powinien być dużo lepszy jak ten poprzedni.

Rozmawiał
GRZEGORZ BEREZIUK